piątek, 31 lipca 2015

Czy jest z nami W?

Jeśli tak, to wiedz, że sprawiłeś mi dużo radości! (A pies ma się dobrze. Emocje opadły.)
Dlatego to:



@Mama: Pewnie znasz oryginał. Ja uważam, że przy tej wersji oryginał za bardzo przymula.

Ten utwór wynalazł kilkanaście lat temu S. Człowiek wtedy (i od moich narodzin) niezwykle ważny w moim/naszym życiu. Później wszystko się rozwaliło i do dziś mnie to boli.
No ale przecież nikt nie wymaże z mojej ani naszej pamięci tych naszych szalonych akcji we dwoje i później we troje (i zawsze bez pieniędzy). Tego całego HipHopu, the Source, Klanu i pytania: "A co to za koleś, ten Foxy Brown?" z polską transformacją w tle (i jeszcze małą aBsio w tych sandałach - przegrywającą płyty z Niemiec na kasety, sortującą s psem Sabą Świat Wiedzy na tapczanie).
To prawda, że totalne otwarcie się na kogoś naraża nas na rozczarowanie i ból.
Jednak szansa tego pozytywu jest nieporównywalnie większa i warta wszystkiego.


(Po cichu mam też nadzieję, że się z S. znowu odnajdziemy. MMM widuje go całkiem często w O.)

czwartek, 30 lipca 2015

Niepowtarzalna szansa wybudowania domu obok ZdrowegoWieśniaka

Dziewczyny, podobno Zwierzyk sprzedaje 3 działki - tam bliżej wsi niż mnie. Ten teren zasłaniają teraz wysokie świerki, które sadził tam mój dziadek kilkanaście lat temu.
Mam pytać?
Anyone else?
Mały minus - ewentualnie będzie widok na ten płot z Flinstones'ów.
Ale by było! My trzy tutaj...

Kiedy odesłałaś zlecenie i masz czas na smażenie racuchów,

to je usmaż.
To będzie bardzo pyszne drugie śniadanie!


Racuchy z brzoskwinią, ale bez glutenu i mleka:

szklanka mąki kukurydzianej,
pół szklanki mąki gryczanej,
ok. szklanka mleka roślinnego,
kilka łyżeczek ksylitolu,
płaskie kawałki brzoskwini (może być też jabłko),
ewentualnie jakiś aromat - ja miałam kiedyś pyszny pomarańczowy od aBsio z tego miasta na "P", ale się skończył.

W misce (wersja zaawansowana: w robocie kuchennym albo - szlachta w Biderichu i na Grochowie - Thermomixie) dobrze wymieszajcie powyższe składniki i smażcie małe racuchy na mocno rozgrzanym oleju kokosowym. Nie ma tu żadnej filozofii. Ostatnio nawet MMM z własnej inicjatywy usmażył.

Ciekawie robi się z dodatkami. Na zdjęciu widać takie oto opcje:
ser kozi z miodem,
miód,
masło orzechowe,
borówki,
płatki kukurydziane,
prażone migdały,
jakaś konfitura.

Jeśli będziecie regularnie spożywać te moje posiłki, nie grożą Wam raczej niedobory. Ta dieta jest dobrze zbilansowana (przez królową czarownic z Wro) i jak wiadomo, wyciągnęła mnie z niezłych opałów. Ewentualnie przydadzą się jakieś suple, ale to już musi stwierdzić specjalista. Ważne są dobre tłuszcze roślinne i białko (szczególnie jeśli biegacie i przewalacie żelazo - białko to budulec mięśni). Najwięcej roślinnego białka posiada Spirulina (aż 60%). Najlepiej byłoby codziennie pić świeży sok/smoothie z łyżką Spiruliny w proszku (proszek lepiej się wchłania od tabletek). Nie polecam rozpuszczać tego proszku w wodzie. Ohyda.
Ale uwaga - lepiej trzymać się z dala od cukru i szerokim łukiem omijać gluten. Te produkty sieją spustoszenie, mącą w metabolizmie i sprawiają, że trudno nam przyswoić wartości odżywcze choćby z najlepiej zbilansowanej diety świata. Im człowiek starszy, tym będzie z tym gorzej, dlatego z całego serca radzę powoli odstawiać ten szmelc. Wasze ciało i Wasz umysł na pewno Wam podziękują lśniącym włosem, szybkim procesorem i niesamowitą formą triatlończyka ;-)
Jak to mówi Will Smith: "Believe me, it's for your own protection..."

poniedziałek, 27 lipca 2015

Kontakty społeczne a bezpieczeństwo na wiosce


Poniedziałkowy wieczór. Zmrok. Mżawka. Zimno. Niczym kiepski żart wrócił do mnie stan sprzed miesięcy i każe ćwiczyć się w pokorze i cierpliwości (ale jak długo jeszcze???). Przez cały dzień nie dość że dziaduję jak przejechana przez walec, to jeszcze zasypiam nad mega nudnym zleceniem w beznadziejnym narzędziu CAT. Około 19-ej Dings po raz kolejny daje się potrącić przez samochód. Jednym słowem: nędza.

Zamykam laptopa, chwytam słuchawki, ciężarki i idę biegać. Kolana mnie bolą, bo ostatnio tylko pływam. Już słyszę te pouczenia Pidżeja: "Jak boli, to dajesz dwa razy mocniej, żeby przepompować krew. Jak Ci słabo, to dajesz, aż zemdlejesz!" No dobra, daję. Mija minuta. W słuchawkach to:



Już mi trochę raźniej. Skręcam w lewo na kolonię, kilka metrów przede mną stoi ciągnik. Na drogę wychodzi trzech kolesi z nieco posiniałymi od denaturatu twarzami. To młodsza generacja, ale oczywiście ich znam - chyba koledzy z klasy Współwieśniaka.
- "Cześć!"
- "Cze! Co biegasz? Wsiadaj do skrzynki", mówi M'ek wskazując na przyczepę ciągnika.
Od Kuców do Totumfackiego już tylko się śmieję pod nosem.
Przy Totumfackim przez muzykę w słuchawkach ledwie przebija się okrzyk: "Eeeeee"
Zatrzymuję się i biegnę w miejscu. To zarośnięty niczym pogromca niedźwiedzi B. na rowerze. Dwadzieścia lat temu "the sweetest boy ever" i "the smartest". Dziś można go spotkać ćwiczącego asany pod sklepem albo zataczającego się tamże z tulipanem w brzuchu.
- "Ile biegasz?"
- "Dziewięć. A Ty?" Pytanie kurtuazyjne...
- "Dziewięć?!"(tu następuje dźwięk, którego nie umiem transkrybować - coś pomiędzy pogardą a uznaniem) "Ja na siłownie chodzę. Do Kerfura." (moje totalne zaskoczenie, ale nie daję poznać...)
Wyjaśniam, że z Pidżejem i Dyrektorem pracujemy nad wnioskiem o dotację na bezpłatną siłownię we wiosce. B. mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów, cmoka z uznaniem.
- "Fajnie. No to nara."

Jaki kraj, tacy homeboy'e, ale pamiętam ich z podstawówki, mam szacun na dzielni i biegać po lasach się nie boję.

Wnioski:
1. Jak masz paskudny dzień, wyjdź z domu. Nawet się wyczołgaj, jak jest źle. Nigdy nie wiadomo, co Cię tam zabawnego spotka.
2. To nic, że pływasz prawie codziennie, aż się cała trzęsiesz z zimna. Teraz jeszcze dowal sobie te 9 kilometrów, bo inaczej kolana Ci całkiem wysiądą. I się ciesz, że masz gdzie, bo to są takie endorfiny, że aż dziwne, że cały świat nie biega.

Tym oto sposobem sprawiłam sobie bardzo, bardzo pogodny wieczór. Idę dziadować z książką, a rano dalej to zlecenie muszę tłuc, bo mi na gładź szpachlową brakuje.

PS. Żeby nie było, zdarza mi się też obcować z bardziej kulturalnymi i rozmownymi ludźmi. Np. dzisiaj odjechali nasi najukochańsi goście z Krakowa. Dziewczynki już takie duże!

ZdrowyWieśniak meets Inwestor w Dresach (w końcu)


Moje wieśniackie ciągoty do bardzo głośnej muzyki sprawiają, że słabo się nadaję do funkcjonowania z innymi ludźmi. Można oczywiście ciągle rezygnować z siebie i zagłuszać swoje potrzeby, ale wiem z doświadczenia, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. O wiele lepszym (i o niebo droższym) rozwiązaniem jest wybudowanie sobie wieśniackiej pustelni, w której każdy domownik będzie miał wystarczająco dużo przestrzeni dla siebie. Dopóki pustelnia nie jest gotowa, mam ją całą dla siebie (kiedy już pójdą fachowcy, ma się rozumieć) i mogę jechać po bandzie z muzyką. A wszystko dzięki fantastycznemu panu Rafałowi, temu młodemu tacie. Kiedy w zeszłym roku przyjechał do nas robić elektrykę (miał 24 lata - sweet), pierwszym gadżetem, jaki wniósł na budowę, była duża wieża stereo. Od razu wiedziałam, że to swój człowiek!
Dzisiaj wystarczy zapakować laptopa, internet i kabel i wspiąć się po drabinie na pierwsze piętro, żeby podłączyć swoją playlistę do wieży. Weekend jest mój na budowie!



Pełen wymiar tej wideoinstalacji zrozumie chyba tylko Mama, która teraz ma na pewno niedosyt naszej ulubionej piosenki, dlatego proszę, Mamo:





A za dwa tygodnie będą schody i nie będę już ryzykowała życia na drabinie. Nie-wia-ry-god-ne!
I tak, tak, to Wieśniak przez dwa lata nadzorował tę budowę. Też w to nie wierzę, jak to widzę.
hihihihi
Mała Mi w kurtce puchowej z lękiem wysokości na jętkach i krokwiach. Picture that!

I te pytania: "Szefowo, szefowa powie, gdzie tu będą umywalka i prysznic. Musimy zrobić przyłącza. Gdzie będzie ścianka działowa?" No i weź tu powiedz, jak nawet nie ma podłogi pod stopami i kręci ci się w głowie.
A dziś wszystko jest! Przyłącza, przewody, ścianki działowe na samej górze już nawet pomalowane na biało. Ach...
Doświadczenie arcyciekawe, ale ... I don't wanna go back there.

niedziela, 26 lipca 2015

Do przemyślenia w deszczową niedzielę



Kiedy kilka lat temu kupowaliśmy lustrzankę, mogliśmy sobie pozwolić tylko na jeden obiektyw. Zależało nam na tym, aby był możliwie jasny i dlatego nie zdecydowaliśmy się kupować zestawu body z obiektywem z zoomem. Wybraliśmy obiektyw 50 mm ze stałą ogniskową. To znaczy, że nie ma zoomu. Jeśli chcesz coś przybliżyć albo oddalić, musisz się ruszyć z miejsca. Wielu ujęć w ogóle nie wykonasz tym obiektywem, w szczególności w miejscach, które nie pozwalają na oddalenie się od obiektu. Czyli w mieście.

Nie sądziłam, że ta wymuszona decyzja otworzy mi umysł na zrozumienie awangardy. Patrzenie na miasto przez pięćdziesiątkę pozwala dostrzec tylko bardzo małe i konkretne wycinki otoczenia. Czasami tylko detale. To uwypukla fakt, że miasto w dużej mierze składa się z kątów prostych. Drogi, budynki, mosty, skrzyżowania – sprawne funkcjonowanie miasta wymaga kątów prostych.


Tak więc nowoczesność, industrializm, rozwój miasta są warunkiem zaistnienia treści awangardy w malarstwie i fotografii. Z drugiej strony sposób patrzenia na nie, a tym samym także sposób odzwierciedlania ich, jest także uwarunkowany rozwojem technologicznym – obiektywem aparatu albo kamery. Treść i forma płyną z jednego źródła.

Spójrzcie na te obrazy Hoppera. Ich perspektywa jest jakby z takiego właśnie obiektywu:


Dodatkowo, trzy z czterech powyższych obrazów są takim ujęciem z kamery na wysięgniku. To bardzo nowoczesne ujęcia.

No i ten akt!
Obraz elektryzujący, magnetyzujący i hipnotyzujący. 
Przynajmniej dla mnie i już wyjaśniam, dlaczego.



Z obrazów Hoppera biją samotność, wyobcowanie. Krzyczy z nich cisza. To są zamrożone chwile jak owady zatopione w ciekłej żywicy. Niepokojące nie tylko dlatego, że odbiorca zdaje się podglądać przedstawione postaci. Dla nas żyjących już w przyszłości, wiedzących z czym się je ponowoczesność/płynną nowoczesność, dyskomfort wywołuje pewien dysonans, który być może w chwili powstania tych obrazów jeszcze nie był tak widoczny. Mam na myśli zbieg czasu i czynności. Hopper przedstawia swoje postaci często w świetle sugerującym godziny poranne albo południe. Są to (często nagie) kobiety będące fizycznie w pomieszczeniu, a jednak nieobecne – zatopione w myślach bądź lekturze, zapatrzone w dal, palące papierosa. Wydłużone w wieczność krótkie chwile intymności. 
I teraz ten dysonans: kto z nas ma obecnie czas (i miejsce), aby około południa stanąć sobie nago w oknie i kontemplować swoje jestestwo? 
Gdzie zazwyczaj jesteśmy około jedenastej rano i co wtedy robimy? 
Czy ktoś dzisiaj celebruje poranek/południe/jakąkolwiek część dnia? 
I jeszcze jedna obserwacja. Akty Hoppera sugerują świadomość i podmiotowość ciała. Stojąca nago przed oknem, delektująca się papierosem  kobieta  sygnalizuje nam pewność siebie, akceptację swojego ciała, a także zgodę na przyjemności, które ciało może jej dać (papieros, seksualność, ale także ciepłe promienie słońca padające na skórę poprzez okno). Ten akt to jedność ciała i umysłu. To pozwalanie sobie na posiadanie ciała i oddawanie mu tego, czego ono potrzebuje (chociażby snu – patrz niezasłane łóżko). 
No i jak to jest z tym ciałem w płynnej rzeczywistości? Jest narzędziem pracy. 
Ponowoczesność wymusza na człowieku oddzielenie umysłu od ciała. Aby nie utonąć w płynnej nowoczesności należy mentalnie odciąć się od niego i traktować własne ciało jak obiekt zewnętrzny, a nie część nas. Ciało musi działać, abyśmy mogli przeforsować to, co nam nakazuje umysł – długie dni pracy, krótki sen, posiłki w pośpiechu (często bardzo niskiej jakości zapychacze, a nie prawdziwe pożywienie). Jednocześnie otacza nas kult ciała. I nie jest to wcale paradoks, gdyż obecnie ciało jest traktowane jak maszyna. Kanciaste kształty muskułów na profilach Instagramowych trenerek (dzisiejszych autorytetów wielu młodych kobiet) przywodzą na myśl geometryczne kształty obrazów awangardy i fascynację ówczesnych artystów maszyną i postępem. 

Katarzyna Kobro, "Rzeźba abstrakcyjna 2"

Wyobrażacie sobie shitstorm, jaki na Pudlu wywołałaby kobieta o sylwetce jak z aktu Hoppera...

Interesująca jest też interpretacja tego obrazu pod kątem feministycznym. Ewidentnie widzimy tu człowieka wyzwolonego, ale także kobietę wyzwoloną. Mówi nam o tym nie tylko jej stosunek do własnego ciała, ale – o wiele wyraźniej - właśnie powyższy zbieg czasu i miejsca. Osoba ta nie podlega konwenansom i nie jest więźniem czasu i narzuconych sobie obowiązków i czynności. Porzucone niedbale przed łóżkiem buty na obcasie mogą wskazywać na nocny tryb życia. Niezasłane łóżko mówi nam o niekierowaniu się przymusami z zewnątrz. Sam fakt, że kobieta o poranku ma czas na tę chwilę zamyślenia, to manifest jej wolności. Raczej nie jest mężatką (łóżko jednoosobowe) i nie spieszy jej się do domowego kieratu (zamiast najpierw pościelić łóżko, podążyła za promieniami słońca i uciechami nałogu, a więc słucha siebie i nie jest niczyim sługą), a jednocześnie najwidoczniej nie pracuje w trybie konwencjonalnym from 9 to 5. W innym wypadku na pewno ten poranek nie byłby tak niespieszny. Ok, może jest na wakacjach? Za oknem widzimy odludzie, to fakt. Ale my w naszej płynnej nowoczesności nawet na wakacjach rzadko pozwalamy sobie na takie chwile. Turcja, Egipt, żagle, rafting, ludzie, ludzie, facjata, melanż, ludzie. 
Kto dziś jeździ samotnie na wakacje, żeby sobie porozmyślać? (kawka we framudze to tylko Kuchen)

Mówicie: „Nie rozumiem sztuki nowoczesnej.”
Ja mówię: ”Powieście sobie ten akt nad łóżkiem, tak jak kiedyś plakat Majkela Dżeksona, i rozmyślajcie nad nim każdego dnia.”
Sztuka zmienia świat.

@aBSio: Wszystkiego najlepszego! Bardzo polecam aktualną wystawę o Peiperze w Narodowym. Poniższe zdjęcie oraz zdjęcie rzeźby Kobro są właśnie stamtąd.
Po wystawie - bezglutenowa zapiekanka po drugiej stronie ronda. 
@Agussiek - ostatnio zauważyłyśmy te zapiekanki, no i byłam tam tydzień temu. Pycha! (Teraz na wiosce Warszawa kojarzy mi się z Tobą, bo Ty najwięcej się ze mną po niej szlajasz. Tęskno mi, tęskno...)

Robert Delaunay, "Widok na miasto"

Martwa natura z Schwierskott

(Germański skład wie o co chodzi...)






Szczęśliwa prowizorka.
Jeśli tylko pozwala na to pogoda, biorę jakieś 15 kilo bagażu i tu przychodzę. Pan Rafał (od dwóch dni dumny, młody tata Lenki) zamontował nam gniazdko, a nawet światło ("Żeby Pani miała światło, jak tu Pani pracuje."). MMM kupił kiedyś tę elektryczną kawiarkę, mam przenośny internet, słuchawki. Czasami za płotem przejedzie Zwierzyk na WuEsce albo w ciągniku (ostatnio słuchając w nim "Part time lover" Stevie'go Wondera). Wieczorami i w weekendy sobie tu melanżuję. A teraz przecież przyszła paczka...  
Kto by pomyślał, że Wieśniak tu tworzy całkiem poważne pisma?
Nie mówcie nikomu!

BTW, to tutaj będę Was gościć. To jest dom gościnny. Do tego komina za jakieś pięćdziesiąt lat dobudujemy piec na pizzę albo coś w tym stylu. Siedząc pod daszkiem ma się widok na pola, las i aleję klonową w oddali. Jesteśmy na końcu wioski, nie widać stąd żadnego domu, często podchodzą zwierzęta. Można zupełnie odfrunąć. No dobra, dopóki sąsiad (którego nie widać z podwórka, ale niestety słychać) nie ściągnie nas na ziemię odzywając się do swojego psa: "Kajzer, k&%#!a, ty ch&%$ju!".
Keep it real, Koniczek...

PS. W misce "wiśnie na kompot" od Przedsiębiorczego Przedszkolaka.
PS. aBsio, dziś są Twoje imieninyyyyyy, dzisiaj Ci .... (śpiewać sobie w duchu do wiadomej melodii i z wiadomym rymem)

piątek, 24 lipca 2015

Jest nadzieja

Wbrew pozorom życie na wsi to nie tylko zbieranie hortensji w kaloszach HUNTER za tysiąc złotych.
Jeśli chcesz wydostać się do miasta, wszystkie drogi prowadzą obok sklepu. Tam, od szóstej rano tak zwani "nieczyści panowie" ćwiczą swoje różne sztuczki, w tym oczywiście także najbardziej skomplikowane asany. Ostatnio na przykład mój dawny kolega szkolny sprawdzał, czy rzeczywiście nie zauważę, że oddaje mocz na krzak jałowca za przystankiem, jeśli odwróci głowę. Coś jak z małymi dziećmi, które zasłaniają oczy i myślą, że ich nie ma.

Po tej akcji MMM i ja wieszczyliśmy już totalny upadek wiejskiego mężczyzny. Że nie ma przedsiębiorczości, że pijaństwo, że marazm.
Do czasu.
W drodze powrotnej, w najbardziej nieoczekiwanym momencie, bo pod domem Św. Mikołaja, czekała na nas niespodzianka: pięcioletni przedszkolak płci męskiej siedział na taborecie za wagą, przed którą ustawił słoik z wiśniami i wiadro z jabłkami. Na przyklejonej do wagi kartce widniał napis "1 zł".
- "Mam jabłka i wiśnie na kompot."
Na scenę wkroczyła Św. Mikołaj (transgender i trzecią płeć to my tu na wiosce przerabialiśmy już w latach osiemdziesiątych): "No, zobaczył w filmie i koniecznie też chciał stoisko. Babciu, ja chcę stoisko! Nie dawał nam spokoju."
 - "W jakim filmie?"
- "W 'M jak Miłość'."
Następnie przedszkolak bez pomocy dorosłych odliczył mi zamówioną ilość jabłek i zaniósł do bagażnika.


Młodzi nadzieją polskiej wsi!

These are the good old days

Wieśniackie SOS





Hummus,
herbata,
papierówki,
Mister D. z Ryszardem,
półksiężyc
i robaczki świętojańskie.

Zdecydowanie zbyt rzadko siedzimy w nocy w lesie nad jeziorem! I wcale nie pływamy w świetle księżyca.
Obiecuję poprawę.
(aBsio - mamy czelendż z tym księżycem)

PS. Mamo, jest paczka. Justynko, jest zaproszenie ;-)
Obydwie przesyłki z Toskanii - powiało wielkim światem w moich skromnych wiejskich progach. Smile!
Ale to cieszy!

czwartek, 23 lipca 2015

Ain't no running from Karma.

Ain't no running.
Bezglutenowa karma, ma się rozumieć.

Z cyklu "Bezglutenowe śniadania"

Jeśli około trzeciej nad ranem obudzą Cię Chewbacca i Dziamgacz, możesz się pocieszyć, że w lodówce obok musztardy stoi świeżo ukręcona pasta z grochu, a następnie spróbować pospać jeszcze te trzy godziny.



W ramach pierwszego śniadania w zupełności wystarczy miska borówek, a na drugie możesz już śmiało zjeść ogórki z pastą fava (posypane prażonym sezamem, świeżą dymką i świeżym rozmarynem) wraz z serem feta i pomidorami z ogródka J. z I. Chwilę później można jeszcze wypić szklankę soku pomidorowego. Zarówno do ogórków, jak i do soku obowiązkowo dodajemy oliwę.





No, teraz biorę notes "Warszawa" i idę na budowę, gdzie muszę się zmierzyć z tym:




Cóż, taka karma. Ain't no running...

PS. Gdybyście mieli kiedyś problemy z krzywo zamontowanymi kątownikami albo pękającymi złączami na linii ściana - sufit podwieszany, śmiało do mnie uderzajcie. They got the poison, I got the remedy. 

środa, 22 lipca 2015

Letnie trendy 2015

Letnim trendem i absolutnym masthewem są własny rozum, sprawnie działający mózg i zachowanie zimnej krwi - chociażby wobec mody na obnoszenie swoich pośladków po mieście w dżinsowych pieluchomajtkach.

Dla zachowania zimnej krwi radzę pływać w jeziorze no matter the weather

Dla zachowania rozumu i sprawnego mózgu polecam dobry olej. Do takich zaliczamy olej lniany, wysokiej jakości oliwę (tłoczoną na zimno i nie mogą to być zlewy z całej UE, naprawdę trzeba się trochę postarać) i olej kokosowy. Jak wiemy, oparta na oleju lnianym dieta dr Budwig jest w stanie wyleczyć wiele chorób, a także przepięknie odżywia skórę "od wewnątrz". Minusem tego oleju jest jego niska temperatura wrzenia - ne można na nim smażyć. Pod tym względem olej kokosowy jest cudowny. Jednak to, co sceptyczny wobec rynku kosmetologicznego ZdrowyWieśniak ceni sobie najbardziej, to fakt, że olej kokosowy ma różne zastosowania. Rano dodasz go do do smoothie albo kaszy jaglanej z owocami, w południe usmażysz na nim omlet, a wieczorem... wieczorem wsmarujesz go sobie w twarz, ciało i włosy. Smalec i krem w jednym! Co więcej, olej kokosowy chroni przed promieniami UV. Można się nim posmarować przed opalaniem, można też myć i wybielać nim zęby. Potwierdzam, że działa.

Łyżka oleju kokosowego dziennie to jest prawdziwy masthew. Nie tylko tego lata, ale całego życia.
ZdrowyWieśiak (oprócz szampana i musztardy) ma w swojej lodówce zawsze co najmniej jeden słoik tego specyfiku.


Jutro surówka z kapusty.

PS. W zimne dni, po jeziorze obowiązkowo fryty! Od 11.07. Scooby Doo znów za barem.
Yeah. My man!

wtorek, 21 lipca 2015

O krok od sławy

W najnowszym Wprost jest wzmianka o naszej wiosce, a także o firmie Pawła.
Zanim zjadą nam dzikie tłumy nad Głęboczek, wyszłam za dom nacieszyć się ciszą przed burzą.
Razem ze mną byli tam zając, lisek, sarna i lisica. Niemalże stałam się świadkiem sceny niczym z Animal Planet, kiedy cztery metry za zającem zza kępy trawy wynurzył się lis. Już usłyszałam te smyczki z "Psycho", gdy okazało się, że lis to lisek i w ogóle nie kuma o co chodzi z tym zającem. Ufff....





Podjechał Zwierzyk na WuEsce: "Serce by mi pękło, gdybym musiał sprzedać to pole. Wczoraj pół dnia tu siedziałem przy koniach."
I tak trzymać!

poniedziałek, 20 lipca 2015

Lato Muminków/What's my name?

Absurdalnie przedłuż przedpołudnie,
kruzuj aleją przez Lubajny po Tove Jansson słuchając tego:


- windows open,
"Ty wieśniaku!"
Memento mori, zwolnij przy Spokojnej,
wskocz do Baltixu - kup Wysokie i sok pomidorowy,
wbij się w krajobraz i upodlij upałem.

Jeśli ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, to proszę:


Wszystko inne to mimikra.

* Pierwsze zdjęcie: rysunek z książki Boel Westin "Tove Jansson. Mama Muminków"  

niedziela, 19 lipca 2015

Yesterday

Ja wiem, że Erykah, że "Honey, że potem ta obciachowa Fergie, ale to im się udało:


A pamiętacie "Joints & Jam"?
"Karma"
"Movement"
"The way U make me feel"
nieznana Macy Gray w "Love won't wait"
To jest dobry album!

Homegirl Sarah przywiozła wtedy z LA. I słuchałam w piekle na kasecie. Pewnie i aBsio się wtedy obiło o uszy. aBsio w podstawówce w sandałach na platformie ;-)

You belong to the night...

Kiedyś, kiedy jeszcze w weekendy jeździłam z Wawy do O. na zajęcia w szkole rolniczej, na odcinku pomiędzy Mławą a Nidzicą (tak, tak - w okolicy miejscowości "Wieczfnia Kość.") radio łapało tylko Radio Maryja.

Świat poszedł jednak do przodu. Ja z powodzeniem uzyskałam dyplom szkoły rolniczej i otworzyłam przewód doktorski w tematyce ściśle związanej z Radio Maryja, a w Mławie zaczęło nadawać Radio 7. Teraz, gdy nocą zasypiam za kierownicą na lost highway nr 7, myślę sobie "byle do Mławy".

I z tym cukiereczkiem zostawiam Was w tę niedzielę. Posłuchajcie sobie pod powyższym linkiem. Viel Spaß!





sobota, 18 lipca 2015

Zdjęcia dziuń w windach i wucetach

dużo sugerują i być może mówią wszystko.
Zabawiłam kilka minut na facjacie i od razu ktoś zarzucił takim mięsem. Koleżanka koleżanki. Na ogarniające mnie w związku z tym uczucie niezawodni Niemcy mają - jak zwykle - fajne określenie: "Fremdschämen".

Wracając do sedna bloga, ZdrowyWieśniak wita nową subskrybentkę, Maszynistkę Jot!
I od razu z grubej rury: dla odmulenia mózgu należy bezwzględnie, niezwłocznie odstawić gluten! To pomoże najpóźniej po tygodniu, ale prawdopodobnie już po dwóch dniach.

Kto nie ma pomysłu, jak przeżyć te pierwsze dni i co jeść na śniadanie, temu polecam żelazny zestaw Wieśniaka. Na zdjęciu akurat w niemieckiej wersji.


kasza jaglana,
jakieś orzechy (to bardzo ważne, gdyż mają bardzo dobry tłuszcz, a on jest niezbędny m.in. dla prawidłowej pracy mózgu)
i ewentualnie mus owocowy albo miód, o ile nie ma
świeżych owoców - a teraz jest ich mnóstwo, więc obowiązkowo dodajemy leśne owoce albo melona albo jakiś naprędce przygotowany świeży mus z truskawek, malin, whatever

Kaszę gotujemy według opisu na opakowaniu. Następnie dodajemy pokrojone owoce i orzechy.
Śniadanie bardzo sycące, odkwaszające organizm i odżywcze dla mózgu.

Najlepiej zawsze mieć w domu taki tryptyk jak na zdjęciu. Wtedy nawet po powrocie z długiej podróży można zdrowo zjeść, zanim się zrobi jakieś zakupy.

Dzisiaj upał! Mam kilo Wandy, mam maliny i borówki oraz skromny nowy zapas z Dedalusa.
Look for me
cruisin' down to Głęboczek
C U there, aBsio!

piątek, 17 lipca 2015

W zawieszeniu


Kilo Wandy, kilo bobu, luksus

I znowu kolejna porcja foodpornu.
Jestem w wielkim mieście, a więc mam do dyspozycji cztery palniki i piekarnik. Luksus.
Mam też za rogiem bazar, a to oznacza niepohamowaną konsumpcję i obżarstwo.
Po wczorajszym evencie MMM, aBsio - przy stole zastawionym smakołykami kuchni jemeńskiej - opowiedziała mi o pieczonym bobie.
Musiałam wypróbować, póki jest ten piekarnik.

W tle majaczy czerwony "Greyrock" z Biedy. Wino dobre akurat na ciepłe dni.







No to tak. Przepis na sam bób jest stąd: olgasmile
Ja ten przepis sobie poszerzyłam o pieczone pieczarki i pomidory z grecką fetą (bez mleka krowiego).

Jak już wstawicie do piekarnika bób, to szybciutko przygotujcie marynatę do pieczarek:

5 łyżek dobrej oliwy
ząbek czosnku
sól

Włóżcie pieczarki do naczynia żaroodpornego i polejcie marynatą. Najlepsze będę bardzo duże pieczarki, sprzedawane teraz jako "pieczarki na grilla".
Wstawcie do piekarnika.

Teraz przygotujcie pomidory:
pół dużego pomidora albo jeden mały - pokroić w kostkę
ok. 70 g sera feta
garść drobno pokrojonego szczypiorku
dobra oliwa, sól, pieprz

Wszystko wymieszać.

Po ok. czterdziestu minutach pieczenia wyjmijcie bób i pieczarki.
Wypełnijcie pieczarki bobem i sałtką z pomidorów. Posypcie drobno pokrojoną natką pietruszki.

To jest bardzo sycące i dosyć ciężkie danie, dlatego Greyrock albo inny Cabernet Sauvignon obowiązkowy!


A propos pozostałych skojarzeń z "Wielkim miastem" - rozmowa przy stole, bobie i Greyrocku:

ZW: "Słyszałeś o takim trendzie wśród blagierek modowych, jak kolorowanki dla dorosłych?"
MMM: "I co one tam kolorują? Penisa?"

Jak widać, MMM zupełnie nie czuje tego trendu.

PS. "Wanda" to rodzaj czereśni.

czwartek, 16 lipca 2015

Wyścig wieśniaków a dekonstrukcja/blogerski kubizm

Znacie te blogi wnętrzarskie, lajfstajlowe?
Polakierowane paznokcie, kolorowanki dla dorosłych (WTF???!!!), kafelki w łazience, odżywka do rzęs za 250 zeta (naprawdę, przysięgam!), przesłodzone zdjęcia loczków i fartuszków, różowe foremki do babeczek, szpilki obok butelki z kaszką dla dziecka na stole kuchennym. Powrót do ciemnogrodu prefeminizmu.

Wieśniak wieśniaka zawsze rozpozna. Nawet w przebraniu i z podkręconym włosem.

Takim wieśniackim zachowaniom ZdrowyWieśniak mówi zdecydowane "NIE".




środa, 15 lipca 2015

Le douanier

(Wiśnia, widziałeś ten obraz w Ermitażu???)

Eksploruję swoje nowe podwórko. Jeszcze go nie ogarniam.
Za każdym razem odkrywam coś nowego: a to coś zakwitnie, a to coś się samo zasadzi. Czasami coś uschnie.

Dziś szukajcie mnie przy Placu 3 Krzyży. Świętujemy z El Niño Kucheniño!
MMM ma tam ważny event. Nie wiem, czy wpuszczają wieśniaków. Jak ja miałam swój dzień w ministerstwie, to mogłam zaprosić tylko 1 osobę, którą musiałam wcześniej zgłosić. No, najwyżej przeczekam u Gesslerowej pod ORĄ, bo MMM mnie oczywiście nie zgłosił. 
Potem może do Łopatki na Grochów?
Zapraszała...


Henri Rousseau zwany Celnikiem, Walka pomiędzy tygrysem a bawołem w lesie tropikalnym

wtorek, 14 lipca 2015

"Ty, może skoczymy na Lauren???"

MMM odkrył w necie Lucca Summer Festival 2015.
Rafał Kulczycki nam właśnie o nim powiedział. Mieliśmy przyjemność gościć w pensjonacie jego absolutnie niezwykłe dzieci.

Mazurskie lato

Pogoda jak podczas ostatniego pobytu Agussiek w I'ku - pada, leje, zimno.
W niedzielę były jakieś przebłyski słońca i przed koncertem Stańki poszliśmy z Bulusiami popływać.
Trzeba się ciepło ubierać po wyjściu z wody.


Wiem, Bruno wygląda jak z 50 twarzy Greya albo jak z wystawy sex shopu na po-NRDowskiej autostradzie. Nie możemy go wypuszczać bez kagańca, ale po pobycie w psim hotelu znowu jest duży postęp w zachowaniu. Może kiedyś ten enfant terrible będzie się nadawał na salony. Na razie można go brać tylko do lasu. Stamtąd w końcu pochodzi, tam go znaleziono.

Pamiętam o obiecanym poście o futrzakach, ale czekam na lepsze światło. Na słońce. Mamy tu nowego mieszkańca, no ale o tym później.

Jakie to lato by nie było, zawsze można liczyć na bardzo, bardzo dobre warzywa i owoce. Dlatego już raczej się z Polski nie ruszę i mam nadzieję, że życie mnie stąd nie wygoni. Chociaż MMM twierdzi, że po październikowych wyborach za menstruację i masturbację będziemy szły do pierdla...

Nasza pomoc domowa Renia rano wyskakuje do lasu po kurki do jajecznicy (a mieszka blisko Głęboczka, patrz wyżej). Dzisiaj zatem ziemniaki i kurki na obiad.

500 g kurek,
1 cebula, pokrojona w kostkę,
ząbek czosnku,
6 ziemniaków,
kilka gałązek koperku,
porządna garść rukoli,
sól, pieprz, olej kokosowy (bez oleju ani rusz),
ok. 100 ml wytrawnego białego wina, najlepiej Pinot Gris ze Strasburga (ja akurat nie mam, ale mam nadzieję, że kiedyś mi tu ktoś przywiezie, a ja Mu ugotuję te kurki z kartoflami).

(Gigantyczna rukola z ogrodu. Teraz do wszystkiego jest rukola. Później przyjdzie czas na fasolkę, cukinię, pomidorrrrrryyyyyyyy!)

W wersji ekspres można sobie oddzielnie ugotować ziemniaki (pokrojone w talarki albo w kostkę).

Na patelni, w oleju kokosowym, zarumienić cebulę i czosnek,
dodać pokrojone kurki i koperek,
zmniejszyć ogień o połowę i poczekać jakieś 10 minut - od czasu do czasu mieszając.
Następnie dodać ugotowane ziemniaki i podlać wszystko winem.
Znowu zmniejszyć ogień i poczekać, aż ten sos się zredukuje.
Na koniec doprawić pieprzem i solą.
Bardzo proste.
Na talerzu posypać drobno pokrojoną rukolą.



Szkoda, że budowa tak nam się przeciąga. Nie mam piekarnika, mam tylko 2 palniki i nie mam miejsca na przechowywanie, więc nie mogę przesadnie szaleć z gotowaniem.
Ale jak już będzie dom, to zrobię zjazd fanklubu Zdrowego Wieśniaka, posadzę Was przy tym wielkim stole, od którego zakupu rozpoczęliśmy budowę domu, i będę donosić jedzenie i wino!
A najlepsze jest to, że będzie tam tyle miejsca, że wszyscy znajdą dla siebie kąt.
Watch out for summer 2016!

Wasz WIEŚniewski (podpatrzyłam u Ciebie, W. Piękne! Poetyckie!)

poniedziałek, 13 lipca 2015

Nie bój się (drugiego) śniadania bez chleba

Jajko sadzone z sosem sojowym (oczywiście bezglut) z sałatką:

mało słodki melon (akurat się trafił taki niesmaczny, ale do sałatki zamiast ogórka w sam raz),
pomidor Bawole Serce, ale oczywiście może być też "Z Żuromina",
drobno pokrojona cebulka,
natka pietruszki,
prażony sezam i
dużo dobrej oliwy
oraz
sól i pieprz.

To na drugie.
Na pierwsze śniadanie niezmiennie: kawusia, prasa, smoothie.
Wszystko w łóżku.
#TakieŻyciePoTrzydziestce

PS. Ale książkę mi aBsio dała! Autorkę Katarzynę Miller poznałam 10 lat temu na gali Zwierciadła w Warszawie. Przyciągała mnie jak magnes, podeszłam, mam jej wizytówkę do dziś. Próbowałam się kiedyś dodzwonić, ale mi się nie udało. Toć to ja za trzydzieści lat! Gdybym nie przestała jeść glutenu, to i gabarytowo na pewno bym się do niej zbliżyła.