Majówka na Warmii i Mazurach trwa w najlepsze.
Nie powiem, jestem niezwykle wdzięczna życiu, że nie muszę przez piętnaście minut smażyć jajecznicy na fajerkach ani palić w piecu, żeby mieć ciepłą wodę w łazience!
Zdaje się, że w tym roku przerabia to inna z nas.
Medium nadal w formie - celnie prognozuje wydarzenia za pomocą tytułów wpisów.
I tak oto NajprawdziwszyWujekJózek nie przebiera w słowach:
"A ty co?!
Z chłopem siedzisz?"
W pewnym sensie tak.
Czytam Hobsbawm'a - akurat o zniesieniu pańszczyzny.
Na kongresie
(tak, w pewnym sensie był on futurologiczny)
Kama spytała, jaki mam warsztat.
Taki:
jeśli rano po wypiciu kawy mnie nosi i mam potrzebę prasowania,
to będzie z tego mocny tekst.
Czyli przerzuciłam się z depilacji łydek na prasowanie.
A teraz lecę do O'na wyklejać matrycę.
#TwórczośćFeministyczna
PS Piękne te wyznania miłości o zmroku!
Bądźcie pozdrowione wszystkie, a Ciebie, słodka Fox, mam nadzieję widzieć jeszcze dziś.
- I chodzisz tu nago?
- Are you kidding?!
Przecież tu są same okna.
W tym chodzę:
U mnie cupcakes'y tylko w takiej postaci.
No.
Mija rok.
Zgodnie z zapowiedzią, &*%$#@ pani domu zmyła pasztet i obiła poduchy.
Ba!
W poniedziałek nawet odczytała, dlaczego dzieci nie będzie,
a Jej wystąpienie spotkało się z bardzo przejmującą reakcją publiczności.
Później, we wtorek, skuła resztę,
a w środę pozostały tylko szlify.
To się działo z godziny na godzinę.
Wszystko w zawrotnym tempie,
a teraz nie ma już nikogo na piedestale.
To się nazywa wolność.
Kierowniczka
z głęboką wdzięcznością dla
wszystkich uczestniczek tego procesu
Jest wśród nas jedna, jedyna matka, i to w dodatku MatkaDwojga.
Podeszła do mnie wczoraj z winem, kiedy ja akurat podjechałam pod Pustelnię,
a musiałam to zrobić zakonnica style, żeby w ogóle zdążyć. Dzień był wypełniony po brzegi.
Jedne rodzą, inne dbają o to, żeby tamte miały jakieś standardy zapewnione.
Bo to i to, to jest jakieś no go.
Wobec tych wszystkich absurdów musi być jakiś podział zadań, bo się wykończymy.
Tak więc ja wczoraj od rana w oparach feminizmu,
a wieczorem POlitycznaYoJo powitała mnie radosnym Jest już książka!
No wiem, widziałam. Cudownie, że jest. Kibicuję Jej odkąd poznałyśmy się na LAKKu 2016.
Kolejną chce pisać w CP ;-)
Nakarmiona opowieściami, ja na żadne randki nie chodziłam i chodzić nie mam zamiaru.
Spać to ja sobie mogę w Pustelni,
a potem mogę ćwiczyć uważność na śniadaniu P&P,
czego i Wam życzę.
Nie wiem, czy jakaś randka mogłaby się z tym równać.
Jeśli jeszcze taka słodka Fox napisze, że tulę Pusię,
to już w ogóle...
Czyli do zobaczenia za chwilkę.
<3
(not a passenger in life) and she rides, she rides.
Zdarzają się fuck-up'y, jak ten z Oleńką po wyborach,
ale to jest część układanki
i warto z nich czerpać.
Wstajesz rano i jedziesz dalej.
Tydzień jest wybitnie alegoryczny.
Mamy tu wszystko:
doktorat z wieśniactwa,
czytanie feministycznego, socjokrytycznego tekstu przed publicznością w Planecie 11,
spotkanie w redakcji Wysokich i walne Kongresu,
śniadanie P&P,
spotkanie z Kuzynkami,
inspekcja okien połaciowych i ekspertyza całej reszty okien
wraz z demontażem okien tarasowych w biurach i ponownym ich zamontowaniem
(chyba mój ulubiony highlight - okna w CP to fuck-up nad fuck-up'y),
zebranie stowarzyszenia wiejskiego w celu ustalenia harmonogramu moich warsztatów,
spotkanie redakcji zina w MOKu i klejenie matrycy.
A z soboty na niedzielę Teatr Węgajty u Mute i Wacława.
To wszystko na przestrzeni i w obrębie
trójkąta
WWA, Idzbark, Olsztyn.
Jak głosi biogram: Żyje w drodze i w szpagacie. Kocha takie życie!
PS Tak, było czytane.
Było mocne.
Było chwalone.
Były groupies.
Dziś zobaczymy, co dalej.
Tymczasem jest Edek:
"Seriously?!
Like I like my chicken?"
FoxyFox, jak zwykle, niezawodna.
I znów początek tygodnia - i to jakiego!!!
Zastanawialiście się,
do czego w takich sytuacjach Peace&Pussy'anki tańczą rano w jedwabiach?
Jeszcze każda u siebie,
ale już zaraz będą znowu razem. Nie mam żadnej nowej kliki, bo nie chcę jej mieć.
Selekcję numerów robi Ko-Ni-Czek.
Dobrego tygodnia nam wszystkim.
Chyba wszyscy mamy highlight za highlight'em, co?
Grunt to się wspierać mentalnie - nawet mimo distance between our bodies.
ale nie byłabym sobą, gdybym nie zadbała o dobrą karmę.
20-ta, Stadtgarten.
Współwieśniaki Holly'ego już czekają na tarasie i nawet dzwoni Liza z zaproszeniem na urodziny,
ale nie zdążę już dziś.
Wracam o 17-tej, a jutro zaczyna się ten mega tydzień.
(Pozdrowienia dla Fox od Lizy.)
Vinyle dotarły,
ale za to popsuł się looper i Skrzypaczka weszła bez soundcheck'u...
...i była fenomenalna.
Wiadomo.
SiostraKoniczek - Zakonnica wśród ZłychChłopców Rock'nRolla
enjoying herself like a hell o f a ... chociaż musi jeszcze wypracować jakąś metodę na pogodzenie Rock'n'Rolla z wieśniackim rytmem dnia, bo Rock'n'Roll chodzi spać, kiedy Koniczek wstaje.
PS Widelcem.
Jeśli wdzianko zaklinuje się w zamku błyskawicznym kurtki skórzanej,
do ślicznych chłopców o pięknych umysłach i
skłonnościach uzależnieniowych
mnie tu zaprowadziła.
Przecież nigdy się z tym nie kryłam...
Fakt, trochę się w tym rozpuściłam,
no ale patrzcie:
ŚlicznyChłopiecMiesiąca bawi się tym, że jest taki śliczny,
a Kendrick występuje w pidżamce!
H: "Am Do kommt Ihr schon wieder und du packst schon dafür?"
ZW: "Nein, ich packe aus vom letzten Mal."
Za kilka godzin zjem sobie wegański obiad w porcie.
Wielki tydzień to znakomity czas do refleksji. W pełni się z tym zgadzam.
W ogóle święta to jest taki czas, w którym można popraktykować to schodzenie ze sceny,
o którym pisałam ostatnio.
Możesz odstawić
telewizję,
media społecznościowe,
żarty i dowcipy,
rozmowy o polityce,
prezenty,
obżarstwo,
najebkę - nawet taką tyci, tyci -
i zobaczyć, co zostanie pod płaszczykiem
ciepłych, rodzinnych świąt.
Jeśli będzie to ogromna, rozlewająca się aż pod meblościankę i pochłaniająca wszystko plama czarnej pustki, to możesz tam wskoczyć i zacząć spadać.
See you there.
Wszyscy tam jesteśmy, więc nie ma się czego bać.
Ciepła, rodzinna otchłań pustki i braku,
ale spox,
na końcu będzie nagroda:
Rozpoczęło się dwudniowe ŚwiętoSeksu.
Że co?
Że niby nie zauważyliście, że symbolem tego święta jest arcyruchacz królik? No, wiadomo przecież, że chodziło o płodność, nowe życie, seks i radość z tym związaną. Tak było kiedyś, tymczasem back to life, back to reality: kto zawłaszczył sobie to święto?
Yep - poważni panowie w czerni, którzy mają odgórny zakaz orgazmu.
Zgrzyt? Exactly. O to chodziło.
Najłatwiej jest zarządzać ludźmi, w których odpowiednio wcześnie zaszczepiło się nieustanne poczucie winy i wstydu. Najlepiej z powodu tego, że w ogóle żyją. Przychodzisz na świat i na dzień dobry masz wpierdol, bo grzech pierworodny. Najsprytniejszy myk ever! Odtąd jest już tylko coraz gorzej i musisz się chować po kątach. Polska mistrzem Polski oraz poczucia winy i wstydu.
Jak w takiej atmosferze ma się czuć ta połowa świata, która posiada organ służący
WYŁĄCZNIE przyjemności seksualnej?
Think about it.
Jeśli tak żyjesz w ciągłym rozdźwięku pomiędzy swoją naturą istoty seksualnej, a narzucaną ci kulturą zakazu radości, to trzeba to sobie jakoś oswoić, wiem. Można to zrobić poprzez sublimację oraz gloryfikację cierpienia i bólu, można też w postaci rubasznych żartów ze sfery tabu.
Dlatego dziś na całym świecie niestety nie mamy karnawału radości, lecz publiczne odgrywanie scen tortur i męki, ale
w Polsce - dodatkowo - sześćdziesięcioletnie przedszkolaki a dumni
posiadacze obcych sobie żon i dzieci oraz - niejednokrotnie - nałogu
alkoholowego, przy święconych jajkach i kiełbasie, czytają na głos
sms'y, że"żona pocałowała przy jajkach."
Damn, co za wic!
Damn, chociaż raz w roku...
DAMN!
Nie ze mną takie kiepskie żarty.
Dlatego tonight I got my Christian Dior's on.
I nic więcej.
Wstałam dziś o czwartej.
Wyprasowałam swój fartuszek w różyczki,
kupiłam turkusowe foremki do cupcakes'ów
i igiełką ręcznie pomalowałam 12 jaj.
Kupiłam zapas białej kiełbasy,
przesiałam przez sito mąkę pszenną na mazurki
i zrobiłam wydmuszki.
Wykrochmaliłam serwetkę do koszyczka
i przygotowałam etykietki z imionami wszystkich gości,
a także przygotowałam wycinanki w kształcie króliczków
i ikebanę z gałązek brzozy i wierzby.
To na niej powieszę wydmuszki.
Własnoręcznie wyczyściłam wszystkie szafki - także w środku -
i framugi.
Wyprasowałam skarpetki i jedwabne peniuary,
a nawet posadzkę w garażu wyszorowałam.
Samochody czyściuteńkie!
Wybrałam już świąteczny makijaż
i byłam na czesaniu próbnym,
a szpilki do tiulowej sukienki z myszką miki będą w kolorze
nude.
Are you kidding?!
Leżę w łóżku i piję kawę z widokiem na pluszaka.
Pierwsza zakwitła przed domem,
choć na razie jeszcze nieśmiało:
Na każdym zebraniu wiejskim temat się powtarza.
"Kto to wymyślił? Ja też chcę mieszkać przy takiej ulicy!"
"A nie możemy tak zrobić, żeby cała wieś była przy Kwitnącej Wiśni???!
To jest nazwa! A nie jakaś tam Dolna, Górna... Kozłówek...
Co to w ogóle znaczy Kozłówek?""
"Przecież tam będą wyższe ceny nieruchomości! Przy takiej ulicy...
Aleś to wymyśliła."
Przeczytałam tę pracę domową, a Mariusz powiedział to, co mówi Agussiek, zatem wklejam, bo Żona czeka. Bierzcie i śmiejcie się z tego wszyscy.
Zadanie domowe polegało na opisaniu osoby. Wybrałam kogoś z Pudla. To jest zupełny debiut, a już na pewno - w języku polskim. To jest niewiarygodne, że piszę takie rzeczy w języku polskim, ale to się dzieje, a ja nawet już nie mam koszmarów z tym związanych. Co więcej, 24.04. będę czytała (inny tekst) przed publicznością z wojewódzkiego miasta O. Olsztyński Literacki Miesięcznik Mówiony. Już zgłosiłam tekst. Żywioł. Viel Spaß!
Na mecz polo wybrała letnią sukienką w kolorze kości słoniowej.
Przewiewny materiał na jej filigranowym, zgrabnym ciele układał się w literę x
albo - kto woli - w smukłą klepsydrę, jakiej przedszkolaki używają przy myciu
zębów. Koronkowa spódnica ledwie zakrywała trzy czwarte jej opalonych ud o
obwodzie niewiele większym niż bicepsy, które to – wraz z ramionami –
odsłaniała kopertowa góra sukienki. Dzięki licznym zaszewkom przylegała ona tak
blisko ciała, że z każdym oddechem groziła eksplozją zawartości, której
objętość była groteskowo nieproporcjonalna do reszty ciała tej drobnej
tlenionej blondynki. Niemniej jednak, skromny dekolt w kształcie łódki zakrywał
wszystko z obojczykami włącznie. Piętnastocentymetrowe szpilki na koturnie
wykonane były z materiału imitującego skórę węża, a na ich zaokrąglonych
czubkach odbywała się erupcja koronek, falban i tiulu – zupełnie, jakby
nieszczęśnik przed swoją śmiercią na ołtarzu mody wypluł resztki po spożytej
wcześniej sówce. Cienkie a niebotycznie wysokie obcasy były delikatnie utytłane
w glebie, tu i ówdzie okraszonej źdźbłami wściekłozielonej trawy. To one
właśnie – obcasy, a nie resztki trawy – odpowiadały za strzelistość sylwetki
jasnowłosej oraz niekontrolowane skoki adrenaliny jej rozmówców. Wymuszały
bowiem odpowiednią postawę usztywniającą łydki i wypychającą jej świeże
atrybuty ku interlokutorowi, na którego spoglądała ogromnymi, krągłymi oczami
bohaterki mangghi. Ich błękit odnajdował swoje odbicie w filuternym toczku. Ten,
usadowiony po lewej stronie przedziałka, przypominał wypluwkę z zimorodków lub
kukułcze gniazdo utkane z chabrów zza miedzy. Z udrapowanych fałd materiału wystawały
dwa piórka – jedno prężnie sterczące, drugie nieco przywiędłe. Lekko zmęczone
częstym farbowaniem włosy opadały w strąkach na ramiona i spoczywały na
wisienkach torcików najlepszego chirurga w mieście. Tak, ozdoba włosów była
jedynym kolorowym akcentem w tej stonowanej stylizacji. Dzisiaj nawet
zrezygnowała ze szminki. Wydatne usta sprawiały wrażenie ukąszonych i - wobec
braku bardziej profesjonalnych środków na boisku do gry w polo - doraźnie
opatrzonych smalcem z bufetu.
Stojąc na tymczasowej, zbitej z nieheblowanych desek sosnowych podłodze
nerwowo skanowała towarzystwo. Kto się odważy? Komu owinie się wokół szyi i kogo
poddusi jak cytrynkę?
Oprócz tego sporo fajnych mebli i bardzo dobre zlecenia,
dzięki
którym mam teraz siedmiometrową szafkę na gumofilce.
Szpilki trzymam w spaceship'ie.
Przemeblowanie
łącznika pociągnęło za sobą przemeblowanie innych pomieszczeń
oraz
tymczasowy demontaż instalacji Peace & Pussy w salonie.
Tam
będzie teraz szafa.
Trwa
konkurs na nowe miejsce instalacji.
Frontów do szafki i do szafy w łączniku na razie nie będzie, bo c'est la vie i w kalenicy zagnieździły się kawki. Codziennie rano, pijąc kawę z widokiem na konie, obserwuję, jak te krzykliwe ptaki niestrudzenie targają gałęzie pod dach nad sypialnią. (Shout out to Mariusz - stąd wiem, że to była kawka.) Dlatego teraz trzeba zamówić ekipę pracującą na wysokościach, która wygoni kawki i zainstaluje porządne siatki, których tym razem nie sforsują. Tak tylko chciałam nadmienić, żeby nikt sobie nie myślał, że to wyłącznieidylla jest. Ten własny dom. Kawki w elewacji i bocian taksujący komin, z którego odpadają cegły, to jest część całego obrazka. Na szczęście Sołtys wysłał SMS'a, że już minęła kwarantanna i można wypuszczać drób i ptactwo. No!
Za to pojawił się Franz Marc.
Oprawa: niezawodny szklarz z prowincjonalnego miasta O.
Z czeluści koniczego biura wyłoniła się też powyższa mapa, którą Agussiek nam rozdała w ...
2009 roku? Kiedy to było?
Dużo frytek było jedzone wtedy.
Jest też Aguśka ulubiony a polsko-ukraiński duet DagaDana,
który kilka lat temu odkryłyśmy na Skrzyżowaniu Kultur.
A poza tym mamy już za sobą pierwszą wiosenną burzę.
Velikomis tupał ile sił w łapkach.
Nie otaguję sponsora,
jak te panie w rajtkach,
ale podpatrzyłam gdzieś
i swój biogram zaczęłam od tego,
że jestem Europejką.
Co do zasady, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych występowaliśmy jako trójca,
a za import-export HipHopu odpowiadałam ja,
przypadkowo urodzona w ciele ślicznej dziewczynki,
z tym że wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.
Zanim poróżniła nas kobieta,
w wakacje na Mazury przyjeżdżał nie mój KuzynZwielkiegoMiasta
i tak sobie marzyliśmy, że kiedyś będzie więcej, niż tyle, co na bilet,
i w ogóle, że jakieś swoje życie będziemy mieli, a w mieście spadnie bezrobocie.
KuzynZwielkiegoMiasta miał bardzo męski głos,
palił trawę i też nosił baggy, bo niby czuł klimat, wiesz.
Był taaaakim twardzielem from the blok,
ale
wszyscy tak bardzo do siebie tęskniliśmy,
internetu nie mieliśmy, a telefon kosztował dwa złote za minutę,
więc i on zaczął do mnie pisać listy do Niemiec.
No i wszystko się wydało.
Twardziel from the blok był być może najbardziej wrażliwy z nas wszystkich.
Znalazłam ostatnio taki list,
ale też czytałam Twoje Czwarte Niebo, Mariuszu,
i tak popadłam w tamtą atmosferę smolistej beznadziei,
że nie byłam w stanie dokończyć.
Zupełnie tak, jak kiedyś nie mogłam słuchać tamtej piosenki The Streets.
To jest właśnie mój wyznacznik wysokiej jakości.
To taki mój komplement, że nie skończyłam.
Fox, która wertowałaś wtedy Świat Wiedzy,
YoJo!,
jeśli nie macie czasu na całość, to chociaż ten kawałek od 2:05 włączcie i ...
do znu-dze-nia!
A poza tym pisałam pracę domową na Papierówkę i świetnie się przy tym bawiłam.
Meble w kuchni skończyłam.
Kartofle zjadłam.
Dziś w łączniku będę miała mega szafę i jeszcze większą szafkę na buty.
#Proza
życia i nie tylko
Siedzę na blacie kuchennym,
popijam
coffee in the morning
(coś więcej o tym niebawem)
i intensywnie zastanawiam się czy znasz już termin pierwszego twerkout'u nad Wisłą,
chica...
Tęsknię do Ciebie,
szkoda, żeśmy się nie widziały teraz.
To ostatnio stwierdziła Agussiek po powrocie z pracy,
kiedy nie dość, że nie było NIC ugotowane,
to jeszcze w zlewie zalegały niezmyte naczynia z wieczoru.
Owszem, Żona się popsuła i zamiast wstać wcześniej,
żeby mieć czas na te wszystkie czynności,
bezwstydnie spała, a potem przygotowywała się do kongresu,
czytała kwartalnik FAZ i wyszła szybciej na kongres,
żeby jeszcze zahaczyć o podwójne espresso i pogadać z Kamą.
Jednym słowem,
nastąpił major fuckup i
Żona stała się Mężem.
Chwała Jej za to,
a teraz, kiedy czyta Kontrakt Płci,
to jest z siebie bardzo dumna,
ale też znowu czuje tamto.
Żony mają tego w sobie dużo,
naprawdę dużo.
Niestety, Kosmos przez zimę wybrał opcję na dredy i trzeba było zastosować najbardziej drastyczne cięcie. Tu pozdrowienia dla Aguśka i Holly'ego, przewodniczących fanklubu Kosmosa.
Jesteśmy dobry miesiąc do przodu, więc nic, tylko czekać na śnieżyce wielkanocne.
U nas norma.
Ale na razie cieszymy się tym, bo będzie z tego karma:
Eulen gelten als bedacht und weise, Käuze dagegen als unbeholfen, verschroben und eigenbrötlerisch.
Wśród nich są Sóweczki.
Sóweczki zachwycają swoją racjonalnością,
postawą tkliwych nihilistów
(opanowujących pozycję dystansu, a jakże)
oraz umiejętnością totalnego znokautowania przeciwnika.
I to pomimo delikatnej postury!
Sóweczki, zgodnie ze swoją naturą cyników
(choć nie należy ich podejrzewać o postawę niewolników kapitalizmu),
lubią wyglądać z dziupli po to tylko,
aby kuna myślała, że dziupli owej brak i pisklaków nie poniosła.
Stylówa pod kolor kory drzewa, ma się rozumieć.
Tako uczy Fox,
a była ona na Nocy Sów w Puszczy Białowieskiej
i Sóweczkę stosownie przez lunetę i nie tylko obfotografowała:
Co za słodziaki.
You made my day, honey!
A tymczasem ZW:
A Smarzowski na podstawie wczorajszego zdjęcia chce kręcić
Księdza II
I teraz,
jak Wieśniak do Wieśniaka,
Tomek:
z każdym Twoim kolejnym genialnym utworem
coraz trudniej mi się zdecydować, czyś Ty mi piosenka, czyś Ty mi kochanka... <3
Ladies, to jest minimum.
Poniżej nie schodzicie.
Ani grama mniej.
Jedyny kompromis, na jaki możesz pójść:
nie musisz mieć na głowie skarpety.
Wielu twierdzi, że ma to ogarnięte - do czasu.
Jak sprawdzić, pytacie?
This is how you do it.
Schodzisz ze sceny.
Pozwalasz odegrać monodram.
Patrzysz w skupieniu,
aż się cały wypełni.
Nie ingeruj.
Nie odwracaj oczu.
Wytrzymaj.
Kurtyna.
Wstajesz bez komentarza.
Wyciągasz wnioski.
Uwaga:
1. działa w KAŻDEJ relacji;
2. działa w obydwie strony.
To nie jest zabawa dla chłopców o słabych nerwach.