niedziela, 31 grudnia 2017

Rok Motyla

6-tego listopada 2016 roku, a więc trzy dni po moich 35-tych urodzinach, przy ulicy Hożej w Warszawie poddałam się szamańskiemu rytuałowi przejścia. Nie żebym była wyznawczynią szamanizmu. Po prostu moja znajoma psychoterapeutka jest także szamanką według ścieżki północnoamerykańskiej. Powiedzmy, że ma papiery na bycie szamanką. Listopad 2016 był osadzony w mroku, w smole wręcz, bo zdrowotnie nie było u mnie najlepiej i dużo spałam, wypoczywałam, snułam się po okolicy. Rytuał wyjścia z ciemności wydawał się wielce wskazany.

To było silne, głębokie, mocne i bardzo osobiste doświadczenie, któremu świadkowało 8 kobiet. Zakończyło się tym, że nie umiałam wstać z podłogi. Miałam wrażenie, że grawitacja tak bardzo mnie tam ciągnie, że nie wstanę na nogi o własnych siłach. I nie wstałam. Szamanka powiedziała wtedy, że to jest czas, kiedy być może po raz pierwszy w życiu nie muszę wstawać ani nigdzie iść. Powiedziała, że ja polecę, ale że najpierw potrzebuję jeszcze pobyć w swoim kokonie. I że nie muszę być nikim innym. Wystarczy, że jestem sobą. Jestem kochana właśnie za to, jaka jestem.


Przyzwolenie na pozostanie na podłodze, na niewstawanie, na niemocowanie się z rzeczywistością było jak olśnienie. A że nie miałam już do stracenia niczego, co byłoby mi prawdziwie drogie, uznałam że spróbuję.

Później był Sylwester, a Szamanka spędziła go tutaj w CrystalPalace. I nadszedł 2017 rok. Być może pamiętacie, że pierwsze dni nowego roku spędzałam w łóżku. No cóż, nie dość że byłam w znakomitym towarzystwie, to rzeczywiście byłam w swoim kokonie. Owszem, później wyjeżdżałam gdzieś tam za granicę, ale chodziłam wszędzie w wielkich słuchawkach, żeby odgrodzić się od otaczającego mnie świata. To był okres przejściowy, który wymagał maksymalnej ochrony.


Konsekwentnie wypełniałam folder Spaceship na laptopie. Swój najlepszy czas folder zaczął przeżywać po wizycie LeParisiena (dziękuję niezmiennie, ale to już masz na piśmie). Kompletne apogeum nastąpiło po odejściu babci. Dzisiaj folder pęka w szwach i w styczniu zacznę powoli uwalniać jego zawartość.






To przyszło bardzo naturalnie i bez szarpania.
Stało się tak dlatego, że pozwoliłam sobie nie wstawać przed czasem.
To była trudna lekcja.
Bardzo dużo chciałam przed czasem.
Niestety to wymaga chodzenia przez świat na głowie,
a to jest bardzo niewygodne.

Zrozumiałam to -
nie jestem Chrystusem i nie zakrzywię czasoprzestrzeni.

Pewnych rzeczy nie przyspieszysz.

Ten wysyp szalonych selfików jest dla Was.
Dziękuję wszystkim, które mi towarzyszyły,
a nawet - którzy mi towarzyszyli.
To było być może największą niespodzianką tego roku,
że tak ogromne wsparcie dostałam od mężczyzn.
Akurat od Was, przed którymi chowałam się w kokonie.
To było bardzo wzruszające - zobaczyć, co się dzieje,
kiedy wychodzę ze strefy komfortu i przezwyciężam lęk.
Bardzo wzruszające jest też dostrzec, jak bardzo jesteście delikatni.
To coś, co musicie ukrywać przed światem i to jest tragiczne. 
A jeśli już któryś pozwoli, żeby się do niego zbliżyć,
to tam jest dokładnie to samo, co u kobiet!!!
Niesamowite! To jest niewiarygodne! 
Jesteśmy tacy sami...
Mężczyźni byli moim odkryciem 2017 roku.
Dużo czasu spędziłam z mężczyznami sam na sam,
w sytuacjach kompletnie nieerotycznych. 
To mnie zawsze intrygowało i teraz mam.
P&P w pewnym sensie zdezaktualizowało się,
ale tym bardziej:
patriarchat musi skonać...

dłoń wielkości mojej głowy... <3
Mężczyzna ze strasznym tatuażem -
też doskonały. I Ty też jesteś!


 

sobota, 30 grudnia 2017

Hard lovin'

Moja wymiana SMS'ów z J. z I. jest
notorious.
J. z I. zazwyczaj na wszystko odpowiada
ok,
ale tym razem przeszedł sam siebie....

- Zamienie tort bezowy o smaku kajmakowym na kiszona kapuste.
Masz kapuste?

- Nie mam ale moge wziac za kiszone ogorki

No to wziął.
Zagryzam kiszone,
czekam na Zawadczankę,
słucham porządnej muzyki porządnych wieśniaków:

piątek, 29 grudnia 2017

czwartek, 28 grudnia 2017

Święta, święta i po świętach

I co, jak tam rodzinne, ciepłe święta?
Były rozmowy przy stole o budowie dróg i mostów?
A może inny temat zastępczy?
Polityka na przykład?
A może było:
"kiedy w końcu znajdziesz sobie dziewczynę?!"
albo
"ja chcę mieć wnuki!!!! Zróbcie sobie dziecko!"

Wszyscy to znamy.
Ach, jak my wszyscy kochamy te nasze więzi rodzinne,
a czym byłyby święta bez tradycji i ściśle, odgórnie ustalonych rytuałów?
Co my byśmy zrobili,
gdybyśmy tak musieli ze sobą pobyć od serca,
tak dobrowolnie,
tak szczerze i w prawdzie?
Tu i teraz.

No właśnie.
No to, dawaj, zapełnimy tę pustkę, co to między mną a tobą.
Dziura, jak stąd na Kamczatkę.
O czym my mamy ze sobą rozmawiać?
Mi się tylko najebka marzy,
a ty mi tu za statystę służysz
w moim teatrzyku społecznym.
Mam dzieci,
żeby mi teściowa przy stole nie marudziła.
No chyba tak trzeba, nie?
Mąż, dzieci - no po trzydziestce to już trzeba sobie życie ułożyć.
Mam żonę,
no bo co, miałem ojcu powiedzieć, że ja to raczej facetów?!
Chono, fotkę na fejsa zrobimy przy choince.
Weź, daj tu te lepsze prezenty bliżej.

12 potraw sobie zgotujemy,
będzie co robić,
mózgi nam dopaminę, endorfiny wyprodukują,
no, jakoś to będzie.
Wigilia bez alkoholu, ma się rozumieć,
bo tradycja,
ale taki pierwszy dzień świąt, to już co innego.

The question is not
"why the addiction?"
The question is
"why the pain?"

Dziewczyn się nie znajduje.
Dzieci się nie robi.

Smacznego!


środa, 27 grudnia 2017

Niezwyciężone

To był ewenement.
W pewną sierpniową niedzielę, tuż po tym, jak odwiozłam LeParisiena na dworzec,
założyłam konto na Twitterze.
Już nie pamiętam, dlaczego to zrobiłam.
Nigdy tam niczego nie napisałam.
Tak naprawdę, to zwiałam stamtąd po kilku dniach.
Twitter zdaje się być czyśćcem tak zwanych katolików i
prawdziwych polaków w cudzysłowie.

Ostatnio, nie wiedzieć czemu i dlaczego,
mignął mi gdzieś wpis takiego właśnie jegomościa,
co to tylko polską, słuszną tradycję uważa.
Z wpisu wynikało, że gardzi on świątecznymi życzeniami, gdzie napis głosi
Happy Holidays
i przedstawia przytulne wnętrze urządzone akcesoriami,
które w naszej kulturze kojarzymy z przytulnością i zimą.
Nasz prawdziwie polski, katolicki kolega szczyci się tym,
że takie życzenia wyrzuca do kosza.
Wpis sugerował wyraźną pogardę dla osób,
które teraz nie świętują narodzin Jezusa.

I tak sobie myślę,
że szkoda, że kolega nie był na moim ostatnim wykładzie w gimnazjum.
Gdyby był, to miałby już taką wiedzę,
jaką mają czternastolatkowie z drugiej klasy owej szkoły.

Nasz arcypolski kolega dowiedziałby się,
że co roku, w okresie przesilenia zimowego,
pielęgnuje tradycje, jakie wprowadził m.in. Marcin Luther,
a jakie później jeszcze bardziej rozbudowali pruscy, protestanccy mieszczanie.
Katolicy bowiem mieli w zwyczaju obdarowywać swoje dzieci prezentami
w dniu imienin Świętego Mikołaja, czyli 6-tego grudnia.
Protestantyzm jednak nie uznaje świętych,
w związku z czym w 16-tym wieku, w kręgach protestanckich,
wprowadzono zwyczaj obdarowywania się w okresie tzw. Bożego Narodzenia,
a prezenty miał przynosić nowy wytwór religijnej wyobraźni -
Weihnachtsmann.
Ot, taki zimowy Chewbacca.

Że co to jest Boże Narodzenie?
Szczerze?
Nie wiem.

Naukowcy nie są zgodni co do daty narodzin Chrystusa.
Są zgodni jedynie co do tego, że nie była ona w grudniu
i że była ona przed naszą erą.
To znaczy, że Chrystus urodził się przed Chrystusem.
Geez, ten to dopiero przechytrzył czasoprzestrzeń...

W dniach 25-26 grudnia świętujemy przesilenie zimowe,
które obecnie datuje się na 21-ego grudnia.
Świętujemy fakt, że na półkuli północnej znowu zwycięża światło i dni stają się dłuższe.
Tak zwane Boże Narodzenie jest zatem świętem zakorzenionym w kulturach północnej półkuli ziemskiej. Zwyczaje dotyczące światła, takie jak palenie świec, lampek czy latarenek, były i są bardzo silne w krajach północy - tam, gdzie naprawdę jest się z czego cieszyć, kiedy 22-ego grudnia dzień jest troszeczkę dłuższy.
Przesilenie obchodzono jednak także w starożytnym Rzymie, gdzie ów święto nosiło nazwę
Sol invictus - niezwyciężone słońce. Rzecz jasna, że obchodzono je także na ziemiach słowiańskich czy germańskich.

A to by się nasz swojsko-polski gagatek zdziwił, co?
Zamiast, jak prawdziwy katolik, po bożemu czcić Świętego Mikołaja w dniu 6-tego grudnia, ten sobie choinkę luterańską stawia na okres przesilenia zimowego i wznosi modły do indoirańskiego bóstwa solarnego Mitry, którego to później zaadoptowali sobie i Rzymianie. Już trudno dziś w tym kotle wyodrębnić surowce i pojedyncze składniki. Wszystko nam się wymieszało i mamy taką Merry-Christmasową zupę, którą wielką chochlą nalewa nam tłuściutki brodacz z reklamy napoju gazowanego.
Jakie czasy, takie wierzenia.
Odsyłam do kultu Cargo...

Co tu jest polskie?
Co jest narodowe?
Co jest katolickie?
Czym i skąd jest Twoja tradycja?
A co to w ogóle znaczy "polskie"?


Życie to taniec na wulkanie do dźwięków sampli z całego świata,
a Bóg jest...






Photo by MS
House by Koniczek
Light by G.O.D.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

More Than Words

Wczoraj usiedliśmy do kolacji tylko we dwoje.
Takie było nasze życzenie.
Chcieliśmy poczuć różne rzeczy, a trudno o to w dużym gronie,
a już na pewno wtedy, kiedy są w nim osoby, których dobrze nie znamy.

Zanim jednak wspólnie przyrządziliśmy ten posiłek i zanim do niego zasiedliśmy,
napisał do mnie mój katolicki, włoski przyjaciel Franek a.k.a. Er Che.
Tak, ten Prawie-Ksiądz, ojciec dwójki dzieci i doktor filozofii,
co odgrywa niebagatelną rolę w naszych rozmowach i listach.
W niektórych kwestiach mamy zadziwiająco podobne poglądy.
Notabene, także w kwestii relacji seksualnych.

Napisał bardzo długą wiadomość.
Już taki mamy zwyczaj.

I podzielę się z Wami pewnym fragmentem, bo ta myśl jest mi bardzo bliska.



Die Liebesbeziehung wird vom Christentum "Berufung" genannt, und diesen Begriff kann man relativ leicht in eine weltliche Sprache übersetzen.  Die Berufung ist der Zweck, d,h. etwas, für den man geschaffen wurde, etwas, dass uns befriedigt und das uns hilft, das eigene "Ich" zu entdecken. Die Liebesbeziehung ist, sowie ich sie verstehe, eine Sorte von Zusammenstreben nach einem gemeinsamen Ziel. 




Nic dodać, nic ująć.

niedziela, 24 grudnia 2017

Va, pensiero!



Umówmy się,
pana to miał chłop pańszczyźniany.
Pleazzzzzeeee....

Religia jest tylko systemem mającym na celu zrozumienie i wyjaśnienie zasad panujących we wszechświecie. Czy nazwiesz to tak, czy inaczej - who cares?
Faktów nie zmienisz.

Religia to system wierzeń, nakazów i zakazów,
które mają na celu usankcjonowanie czy też zachowanie pewnych zjawisk.
Mięso wieprzowe jest niezdrowe i zakwasza organizm?
No ale jak to powiesz ludziom?
Oni nawet czytać nie potrafią? Jak to ogłosisz?
A, dawaj, powiemy, że Bóg zabronił!

Religia może i ma szczytne cele,
ale jednak sądzę, że jest ona drogą na skróty.
Fakt, że ktoś kiedyś coś tam sobie ogarnął w życiu,
absolutnie nie oznacza, że może on to skutecznie przekazać innym.
Co za ściema!
Nikt za ciebie życia nie przeżyje,
nikt Twoich doświadczeń za Ciebie nie zrobi.
Musisz sam, kochaniutki.
A bywa, że nie nauczysz się, jeśli się nie potkniesz,
więc te zakazy są psu na budę.
Niektórzy tak mają, że muszą sami.
No, nie przetłumaczysz.

Uważam, że religia jest drogą na skróty,
a tym samym - skazana na porażkę.
I żadne spowiedzi z bicia swoich dzieci,
zdradzania męża czy namiętnej masturbacji do pornografii Ci nie pomogą.
To iluzja,
bo sam(a) siebie tym krzywdzisz.

Krzywdzisz siebie krzywdzeniem innych.
Halo!
Dotarło??

Nie, że każą ci coś tam albo czegoś zabraniają.
Wywal to za burtę, to jest cudze.
Sama masz tego chcieć czy też nie chcieć.
Sam i na własną odpowiedzialność.
Żaden ksiądz w drewnianej budce Cię od Ciebie nie uwolni
odpukaniem w niemalowane.

To, że ktoś coś napisał dwa tysiące lat temu, nie znaczy,
że masz tak żyć.
Nie znaczy jednak też, że wszystko było do kitu.

Weźmy taką miłość bliźniego.
Toć to była rewolucja!
"Kochaj bliźniego swego,
jak ...
siebie samego!"
Co za myśl!
Ręka w górę,
kto siebie kocha...

Zadanie domowe na święta:
podaruj sobie odrobinę miłości.

Let the words of our mouth and the meditations of our heart
Be acceptable in thy sight here tonight
Merry X-mas, Fam!
XoXoXo

piątek, 22 grudnia 2017

Avenue

Była godzina 13.13, kiedy zaczęłam przygotowywać śniadanie.
No bo tak:
najpierw w pościelach z kawą,
później po CP z aparatem,
a potem jeszcze z wypiekami na twarzy przeglądałam Avenue.

Wiedza.
Nauka.
Emocje sięgające zenitu.

Dali mi ten egzemplarz w Lumas w Bazylei,
później zajrzałam na chwilę w Interlaken,
a w Polsce już odłożyłam na bok w Artystycznym,
aż kilka dni temu odkopałam
i zatraciłam się w tej gazecie.

Co za piękny magazyn!

Ale, ale... to miał być wpis o śniadaniu.
Wpis o pierogach był kolejnym postem kulinarnym po wpisie o tej fasoli w puszce, co nie?
Rok temu, jak nie miałam na chleb.
No to dzisiaj będzie o takim śniadaniu w sam raz na godzinę 13.13.

This is how you do it:

Potrzebujesz kawałek dyni (np. 200 g), 5-6 pieczarek, dwa ząbki czosnku, dwie kobiece garści szpinaku, dwa jajka (może być więcej), oliwę, sól, pieprz, przyprawy (np. majeranek i jakąś mieszankę do warzyw), sos sojowy (u mnie bezglutenowy, wiadomo).
Kroisz dynię na małe kawałki (kostka ok. 4 cm), kroisz pieczarki na plastry, wyciskasz czosnek, doprawiasz przyprawami i zalewasz oliwą. Mieszasz, wstawiasz do piekarnika (200 stopni).
Czytasz Avenue albo słuchasz Wham!
Kiedy dynia jest miękka (po ok. 20-tu minutach) wyjmujesz danie z piekarnika i dodajesz szpinak i wbijasz jajka. Polewasz sosem sojowym. Wstawiasz ponownie do piekarnika do momentu, kiedy jajka się zetną. Wyjmujesz, jesz i to jest pyszneeeeeeeeee!




Nie zgadniecie, co dziś robię!
Sama w to nie wierzę.
Opowiadam w gimnazjum w O. o świętach bożego narodzenia w Niemczech.
Będzie o parówkach i Kartoffelsalacie....
Hell yeah! Stay tuned for more.

czwartek, 21 grudnia 2017

Awful good girl - here we go again



Thinking of all
the troubles I've missed,
thinking of all
the fellas, that I
haven't kissed.
Next year I could be just as good,
if I check out
my christmas list!



And I did.

Zrobiłam sobie prezent na święta,
like
oh my Goddess!

Więcej w przyszłym roku.
To wymaga trochę czasu,
sami zobaczycie.
Let's see if you
believe in me...

środa, 20 grudnia 2017

Nauczyciel przychodzi, kiedy uczeń jest gotowy

Pieniądze przychodzą, kiedy jesteś gotowy.
Miłość przychodzi, kiedy jesteś lata świetlne od
bycia gotowym.
Kiedy lepisz babki z błota w swojej piaskownicy emocji.

Ale to po to, żebyś był gotowy na tamto.



Cudownego życia życzę!

wtorek, 19 grudnia 2017

Friendship

- Jak ja się cieszę, że będziesz obrzydliwie bogata!
Ja też coś dorobię czasami...


Sekretem udanej relacji nie jest patrzenie na siebie,
lecz - w tę samą stronę.



Każdej relacji.
Pięknego dnia!

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Kreatorka smaków




Było ciut po 19-tej, kiedy zakończyłam czat z Zawadczanką pisząc, że teraz poczytam Drogę Artysty. Poszłam do God's Playground po książkę, wzięłam przy okazji aparat i zeszłam na dół, ale tam zaczęłam jeść banana, na co AleMężczyzna spytał, czy może jednak kolacja, na co ja, że szkoda że nie ma mąki bezglutenowej, bo zrobilibyśmy pierogi, po czym - wow! - odkryłam w szafce całą paczkę. I nastąpiło coś, czego nikt się nie spodziewał.
Zawsze musi być ten pierwszy raz - czy ty proboszcz z apostazją, czy to ja lepiąca pierogi.
Ba! Nie ja sama.

CórkaCórkiWiśniewskiego powiozła Messiego na sygnale w spacerówce,
Michael Bublé zaśpiewał tubalnym głosem,
ziemia zatrzęsła się w Idzbarku i...


Na blacie ja, na stole - On.
I mówię Mu: "Delikatnie z tym ciastem! Jak z kobietą..."


Niestety został oddelegowany do garów, gdzie bardzo sprawnie wszystkie ugotował.
Później usmażyliśmy i są to - no kidding - najlepsze pierogi, jakie w życiu jadłam!

Ciasto jest z ciemnej mieszanki Dr. Schär:
560 g mieszanki, ok. 450 g gorącej wody, 1 jajko, 1 łyżeczka soli, 2 łyżki oleju

Farsz wymyśliłam sama:
suszone grzyby, czerwona soczewica, podsmażona cebulka, sól, pieprz, majeranek (!!!)
Nie pamiętam proporcji - ekscytacja sięgała zenitu.
Wielkie dzięki płyną do Jo2, bez której w życiu nie wpadłabym na pomysł, że będe potrafiła ulepić bezglutenowe pierogi. No bo nawet HalloHali się nie kleiły, to co dopiero mnie??!
A tu patrz!


Chestnuts roasting by an open fire,
kiszonki nipping at your nose...


Jest nawet choinka!
Kto by pomyślał.
Jest krzywa, wiszą na niej 4 bombki i roztacza ona nieskromną woń kociego moczu.
Podejrzewam, że to sprawka Ten Liliego...
Łajdak jeden! 
Tłusty, przeżarty kocur. 
Nie dość, że nam pod okno przychodzi wymiotować, to jeszcze to...


Magia świąt pełną gębą @ CrystalPalace.
Wasza kreatorka smaku i stylu.
Besos!

niedziela, 17 grudnia 2017

Tyci człowiek, trzy kilogramy

Co roku wielka podjara: przeszło dwa tysiące lat temu - tak mniej więcej, chociaż nikt nie wie na sto procent, czy naprawdę - urodził się malutki chłopczyk. No, malutki się urodził, bo jak inaczej? Co prawda duch święty Go począł, ale wyciągnąć to Go już nikt telepatycznie nie wyciągnął, więc musiał przejść przez - UWAGA - waginę swojej matki. No to wielki by nie wyszedł, więc był malutki. Rzecz działa się w stajence na bliskim wschodzie, no mniej więcej tam, gdzie teraz takie malutkie dzieci giną od bomb, bo ich rodzicom nie wolno stamtąd wyjeżdżać. No dobrze. Wracając do meritum. Urodził się ten mały chłopczyk, tak jak i obecnie rodzą się miliony na całym świecie. Dwa tysiące lat temu się urodził, a dziś dorośli ludzie, co to swoje dzieci a swój rozum mają, na całym świecie się tym jarają.

- Gdzie, k...a, leziesz, gnojku jeden? Po...ało cię???!!!!
Tak mówią do syna, jak już trochę podrośnie, gdy nieproszony wejdzie do kuchni, gdzie mama na narodziny chłopczyka już szafki wyszorowała. A nuż tam się narodzi, to niech ma czysto śliczny, kochany chłopczyk, to dzieciątko Jezus, lulajże najdroższe dzieciątko, najsłodszy Jezu.
- Śmieci wyniosłeś? Cały dzień tylko komputer i komputer. Czy ja cię tak chowałam?! Matce nie pomożesz, darmozjadzie jeden, matka cały tydzień święta sama przygotowuje, ojciec - zabije go, k...a, przyrzekam, że go zabiję, jak znów pijany wróci z choinką - nie wiadomo gdzie się szwęda, ja co roku sama wszystko robię. Idź mi stąd, już na ciebie patrzeć nie mogę! Nigdy cię nie chciałam, ostatni żeś się urodził - nie wiadomo po co. Gdyby nie ty, to już bym ojca dawno zostawiła.

Mary's Boychild Jesus Christ w czepku urodzony.
W święta się urodził! To nikt na niego przed świętami nie krzyczał.

sobota, 16 grudnia 2017

Podaj dalej

- Jak Wam się podobał film?
- Takie filmy są bez sensuuu...
- Uważasz, że ten film był bez sensu? Dlaczego?
- No bo zawsze tak jest. Pomagasz innym i giniesz.

Odszedł od ławki w stronę wykładziny, zrobił fikołka i położył się w kącie.

- Ciociaaaaa... a będziesz znowu prowadziła takie warsztaty zdrowego odżywiania?
Już swojej wychowawczyni mówiłem!

Później w domu odpisywałam na arcyciekawą wiadomość od Justi,
a MotwonLover robił spaghetti z cukinią i dynią, kiedy z kuchni dobiegło mnie pytanie:
- Jaki film będziemy teraz oglądali?
- Nie oglądam już żadnego filmu! Robiłam to właśnie przez dwie godziny...
- Ja CHCĘ z tobą oglądać film i interpretować!!!

No masz!

- Ten, co go nie było.
- Który?!
- Ten z tym brzydkim ojcem, co zęby wyjmuje.
- Aaaaaaaa. Ten to tak.

Także spędziłam wczoraj 5 godzin przed ekranami,
tydzień spędziłam z fachowcami,
a dziś o 12-tej przyjedzie kolejny.

Give me a break!

Blowing my mind away
at CrystalPalace

You think you know,
but you have no idea...

piątek, 15 grudnia 2017

Azur




Niby, podobno - tak mówią - są długie wieczory.
Nic mi o tym nie wiadomo.
W CP czas pochłania i wypluwa, kiedy spadają gwiazdy.
Na przykład przedwczoraj...


Jedna z kuzynek zrobiła dla mnie te lampiony i Sindbad przyniósł na DKF.
To bardzo, bardzo miłe!


czwartek, 14 grudnia 2017

Let's Misbehave!

- Ty! Słyszałeś takie słowo "Joni"?!
A u facetów jak to szło? Co on ma?
Ale K. już nie słuchał.
Zatrzasnął drzwi wejściowe i pobiegł do samochodu, w którym czekał drugi K,
gdyż panowie tego wieczoru zostali wyekspediowani i pojechali oglądać Pitbulla.
Był babski wieczór.
Niemowlak i pies też płci żeńskiej.
Sindbad musiał zostać w domu, choć dałby wiele, żeby spędzić wieczór aż z dwiema ulubionymi ciociami. Mówiłam Wam: powiększona rodzina.
I to wręcz dosłownie, bo mam tu całe zastępy cioć, wujków, kuzynek i kuzynów.
Co prawda wielu z nich rozjechało się po świecie, no ale na święta często przylatują.
Tak było też w ubiegłym roku, kiedy dziarska S. zaprosiła mnie na ten wieczór.
Zaniosłam kilka książek, w tym jedną taką, którą właśnie wnikliwie przerobiłam.
Lektura przełomowa.
D. rzuciła okiem i przeczytała na głos:
Seksualne przebudzenie kobiet. Tantryczny przewodnik z ćwiczeniami
- Ty, Ola, a co to jest?
I zanim zdążyłam jakoś sensownine odpowiedzieć,
Ona na to:
- Mogę to wypożyczyć? I to i to...
No, dobra, dziewczyny, to ja muszę lecieć.
I pobiegła do męża.
- Wieśniara jedna, no.
Wzięła książki i pobiegła...


Tu nikt nie przebiera w słowach.




Wczoraj znowu byłam u S. i mam dla Was absolutny rarytasik. Oszczędzę wam zdjęcia z niemowlakiem sprzed roku, ale na dobry początek dnia zapodam zdjęcie z Pucci na profesjonalnym tle fotograficznym.


God bless us all

środa, 13 grudnia 2017

Carpe diem

Wczoraj po wsi hulał wiatr.
Wiało grozą 150 km/h i chmury gnały przez kadr okna niczym dzikie mustangi.
Przedwczoraj kompletnie nie wychodziło mi zasypianie, więc wczorajszy dzień zaczął się zbyt szybko. Przy kominku chwytałam kawałki rzeczywistości, kiedy znów zawyły syreny karetek.

Co za czas dziwny.
Dużo ludzi mówi o depresji.

Jako że wszyscy byli już umówieni, po prostu weszłam w ten dzień jak w przemokłe gumofilce:
instalator grzewczy,
monterzy drzwi,
fachowiec od wykończeń,
J. z I. wraz z Totumfackim.

O 15-tej sama byłam już wykończona tym całym trzymaniem się,
ale nie odmówiłam klubu.
Przyszły dwie osoby i nawet obejrzeliśmy ten film.

Kiedy o 20-tej wyszłam przed szkołę,
pierwszy raz od tygodni zobaczyłam gwiazdy.
Tyle gwiazd.
Wyszłam na sam środek ronda.
Chłopcy już dawno pobiegli do domów,
więc byłam tam sama, a wiatr dudnił w domostwach i za tym przeklętym GSem.
Co za dziwny czas.
Groźny czas na odejście.
A jednak chwila miała coś z tego teledysku:



Ludzie nie mogą sobie miejsca znaleźć.

wtorek, 12 grudnia 2017

"Proszę Pani,

a oni tam też zabijali dzieci w obozach?"
Najmłodszy z trzech synów dopiero na trzecim spotkaniu wytrzymał bez grania w piłkę podczas seansu. Bardzo aktywny, dość głośny i zawsze wesoły.
To zdradzało wiele.
Resztę przecież wiedziałam. Wszyscy wiedzieli.
Chłopca w pasiastej piżamie obejrzał leżąc na podłodze pod ławką.
Z dala od reszty i poza ciepłą wykładziną.
"Podobał mi się ten film."
Dużo więcej nie powiedział i czym prędzej puścił w obieg piłkę, podczas gdy inni rozmawiali.

Życie od kołyski aż po grób w małej społeczności ma blaski i cienie.
Obydwie strony dotyczą relacji międzyludzkich.
Znasz kogoś od zawsze, a Jego dzieci - jak tego chłopca - wozisz tuż po porodzie na badania.
W takiej sytuacji trudno jest odciąć się emocjonalnie od losów ludzi, z którymi tworzysz wspólnotę.
Wyobraź to sobie jak taką powiększoną rodzinę.
Tak do kilkuset osób.
Mniej więcej, no tak troszkę, znasz ich radości i bolączki.
Mówisz czasami: takie fajne chłopaki, jaka szkoda że...

A potem dzieje się coś takiego i w sumie nie wiesz, co ze sobą zrobić wieczorem przy kominku, kiedy dostajesz wiadomość:
"Olga, wiesz do kogo jechały te karetki po 17-tej?"
Chciałabyś, żeby pękła ci głowa, ale to się nie dzieje.
Myślisz: co z chłopakami?!!!
I nie da się od tego odciąć.
Bo to jest twoja powiększona rodzina.
Wchodzisz w bliższą relację z dziećmi, to masz to zwielokrotnione.
I to jest ta cena.
Rozumiem.

Tak sobie pomyślałam, że pójdę dziś do zerówki, założę kapcie i po prostu poczekam czy ktoś przyjdzie. Jeśli tak, to pobędziemy razem, ewentualnie porozmawiamy.
Nie obejrzymy jednak tego filmu, który był zaplanowany na dziś.
Z wątkiem samobójstwa.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Klub praktyki stoicyzmu



Tydzień temu, w piątek, wpadła do mnie Magda, żeby przywieźć kolejne filmy na DKF w kapciach i odebrać faktury. Wychodząc już, napomknęła, że w tym roku znowu jest do wzięcia 200 000 zł na działania międzypokoleniowe. Termin oddania wniosku: 21.12. Znowu nie będzie miała przygotowanych świąt...

- To może coś ci napiszę? Ja mam mnóstwo pomysłów.

- No pewnie! Napisz i prześlij.

Dwa dni później wysłałam koncepcję programu na cały rok, a jest tam wszystko, co mojej duszy najbliższe: wspólne tworzenie książki o historii naszej wsi wraz z wywiadami ze starszyzną i portretami, fotografia, film dokumentalny, warsztaty kulinarne "kartofle & kiszonki", DKF w kapciach ze starszakami, klub literacki, joga w każdym wieku, zin "The Idzbarker", prawo dla każdego, spacery w przyrodzie i z przewodnikiem oraz historia regionu. Wymyśliłam projekt jak brylant, ale teraz trzeba go oszlifować, a od tego są specjalistki, które pomagają mi także przy fundacji. Notabene, statut poszedł do weryfikacji. W tym tygodniu powinnam wiedzieć więcej.

To między innymi - ale naprawdę tylko między innymi - takie rzeczy teraz robię, gdy nie pracuję.
Poza tym czynię kroki ku wykończeniu drugiej nieruchomości, tak żeby część działań mogła odbywać się u mnie. Jak nie w 2018 roku, to w następnym.
Pierwsza wycena ma być w tym tygodniu,
bo w czwartek już znowu łapałam bakcyla budowy na drabinie.
Przed nami ekscytujący tydzień!!!
Może nawet w Warszawie...
Ale tymczasem jadę znów do Iławy, ortodontki.
Bo ja mam aparat - nie wiem, czy wiecie...

Ooooh, baby, I like it raaaaw

 
PS O co chodzi z tym stoicyzmem?
O to, że przejmujemy się tylko tym, na co mamy wpływ.
Plus jest taki, że dzięki społeczeństwu obywatelskiemu wpływu możemy mieć coraz więcej.
Albo i minus...

niedziela, 10 grudnia 2017

Nie byłabym

Moja współlokatorka ma 27 lat i piersi tak ogromne, że czasami zastanawiam się, jak tak żyć.
Bywa, że odsuwa żaluzje w oknie i je tam pokazuje.

- No i mam takie kozaki - za 700 zł!
Tylko siedem razy uprawialiśmy seks w sumie...
i to było bardzo ohydne. Raz prawie się porzygałam.
On miał 55 lat... taki stary.
Nie to co z tamtym. Z tamtym to się rzucaliśmy na siebie -
no, tak jak mówisz.... też tak miałam z nim.
Ale tamten nic nie ma... z biednej rodziny, młody jeszcze.
I jak ja mam tak?
A ten stary chce, żebym wróciła.
Kupił sobie Audi TT.
To ja takie chciałam!

Mam 22 lata, siedzę przy stole i przełykam herbatę.
Mówię Jej, że to nieważne i że sama może sobie wszystko kupić.
Studiuje prawo, do diabła! Nie potrzebuje starego faceta, żeby jej buty kupował...
Zerkam ukradkiem na aniołki, które namalowałam na jedwabiu.
Stoją na parapecie.
Czuję się jak dzieciak i strasznie mi wstyd, że nie znam życia...
Gdzie aniołki na jedwabiu,
a gdzie wielki świat z kozakami za 700 zł?!
I jak w ogóle wygląda Audi TT???

Do licha z tymi aniołkami!

- Masz nowe sandałki?
Widziałam. Takie tandetne...
Widać, że z Deichmanna.


czwartek, 7 grudnia 2017

Kiedy zaczyna się kolejny szary dzień,

a ty z radości nie umiesz podjąć decyzji, za co się zabrać:

- ćwiczenie boso na macie;
- czytanie Lowena, a może jednak Sowy?
- spisanie ilości lewych i prawych klamek do drzwi;
- przygotowanie kosztorysu wykończenia domku;
- napisanie felietonu, a może jednak czegoś do doktoratu?
- malowanie ściany;
- wieszanie obrazków w Artystycznym i God's Playground;
- wertowanie albumów o sztuce;
- odbiór wydruków w mieście;
- przygotowanie oferty JuHo;
- robienie zdjęć;
- skręcanie tych foteli, co J. z I. je tam trzyma w szopie na strychu....

i tak bez końca.

Wiedziałam, że ten dom to będzie to,
ale że aż tak???
Nikt mi w życiu nie pokazał, że można żyć aż tak...


środa, 6 grudnia 2017

"Ciociaaa..."



Dwa tygodnie temu, w salonie przy schodach wybierałam filmy na DKF, kiedy zajrzał do nas Sindbad. Zapukał w okno tarasowe, zostawił adidasy na zewnątrz i wszedł prosto do salonu.
- Jakie filmy będą, ciocia?
I sypnął z rękawa taki repertuar, że aż usiadłam.
Spisałam wszystko, na Filmwebie sprawdziliśmy wiek, od którego są dozwolone dane filmy.
- A, ciocia, znasz taki film o takim psie, co umiera i ciągle wraca i w końcu trafia do pierwszego właściciela? Był sobie pies. Faaaaajny film. Fajnyyyy film.

Ciocia nie znała.
Wszystko sprawdziła.
Nazwisko reżysera wystarczyło - Lasse Hallström.


- Ja tam nie wierzę ani w reinkarnację, ani w piekło, ani w raj.
W ogóle w nic nie wierzę, co ksiądz mówi! Zmartwychwstanie? A to dziecko to z in vitro chyba.
Ja bym chciała być ateistką!
- Ja też!
- Ja też!
- Ja też!

Ciocia: ??? 
Ciocia tylko słucha, a robi się coraz ciekawiej:

- Czy w ogóle istnieje ktoś, kto się nie nudzi w kościele?  
(Nie, to nie ciocia zadała to pytanie. Ciocia tylko słucha.)
- Nie! Nie! Wszyscy się nudzą!! No co ty...
- A wie pani, że kiedyś to księża mieli dużo gorzej, bo się ich kastrowało, żeby nie współżyli z kobietami?
- Ale ci księża.... ja tylko jednego spotkałam, co był z powołania. Reszta dla pieniędzy.
- Proboszcz powiedział, że jak dalej, no, ten..., tak będziemy w kulki lecieć z księdzem,
to biskup przyjedzie...

Ciocia siedzi na wykładzinie w zerówce i nie wierzy własnym uszom,
ale szybko pojmuje, że jest dobry grunt na Wiosce dla społeczeństwa obywatelskiego...

- Wygląda na to, że ta religia jest bardzo nudna. Lubicie tam chodzić?
- Tak, baaardzo nudna. Nie lubimy! 
Malujemy korektorem, a ksiądz powiedział, że chcieliśmy kogoś tym otruć.
- Ja to bym chciał etykę.
- A wiecie, że możecie założyć komitet, wybrać reprezentantkę albo reprezentanta i zebrać w całej szkole podpisy pod takim wnioskiem o etykę? Jak zbierzecie dużo podpisów, to dyrektor nie będzie mógł tego zignorować.

Cała nadzieja w młodych!
A to jest tylko dyskusyjny klub filmowy
w kapciach.

PS I jeszcze to

- I tamta, no ta co na koniu jeździ, na szczęście nie przyjdzie.
- Ona jest z miasta?
- Nie. Z wioski. Ale zachowuje się, jakby była z miasta!
Gorzej!
Jak z Wrocławia...

wtorek, 5 grudnia 2017

Białe porzeczki





Ja zostałam w domu z Coffee, podczas gdy AleMężczyzna poszedł z Brunonem na bagno.
Coffe odkryła nową pasję - taniec. To znaczy, to AleMężczyzna ją w niej zaszczepił, kiedy w porze letniej robił swoje ćwiczenia na trawie. Okazało się, że Coffee bardzo ładnie na to reaguje, tak więc sobotni poranek upłynął nam na opracowywaniu choreografii do muzyki Marleny Shaw.
A kiedy AleMężczyzna wrócił ze spaceru, zawołał w progu:

- Patrz, takie białe porzeczki znalazłem. Na bagnie rosną.
- Kochanie, ale to jest jemioła...

#PrzychodziMieszczuchDoWieśniaka




Czas kiszonych nastał,
a w DKFie dziś oglądamy
Był sobie pies.
Będzie o reinkarnacji, buddyzmie i życiu pozagrobowym
w chrześcijaństwie. 
Krystian, Marta i Paweł zgłosili się do opracowania tych tematów.
Zobaczymy, czy pamiętali...

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Do You Know Where You're Going To?

Ci wszyscy mądrale, którzy spełniają swój potencjał w życiu,
mówią, że najważniejszy jest cel.
Bo przecież wsiadając do taksówki też nie mówisz
a, proszę mnie gdzieś zawieźć! 
Najważniejszy jest cel,
a o środki to już zatroszczą się
okoliczności.

Ja na przykład kiedyś
- no, przeszło 20 lat temu -
powiedziałam
from here to eternity,
a potem nie mogłam nadziwić się, 
że ta taksówka ugrzęzła w bagnie. 

I nie dało się stamtąd ruszyć bez pomocy.
Zrozumiałam to w końcu
i wyszłam z bagna.

Upierdolona fest
wyszłam.

Ugrzęzła ta taksówka,
I won't deny it
,
ale wcześniej zrobiła przepiękną, niezapomnianą przejażdżkę po Rzymie :-)
A Wy byliście tam ze mną <3



Piękne zdjęcia zawdzięczam Foxy.
Dziękuję!



Od tego espresso Art i Rai zaczęli pić kawę,
a było to tu:





 "Ale gdzie jest pan młody??!"
Pan młody zawsze charakteryzował się wielką, niepohamowaną wewnętrzną wolnością...




W tle ElNiño,
a za plecami fotografki - cała reszta.
Geez, co my żeśmy zrobili...
To był przepiękny weekend z Wami i to widać na tych pozostałych zdjęciach.

PS Cała w błocie w końcu dotarłam do tej pomocy.
Nie tylko ja.
Tyle że pomoc..
pomoc powiedziała:

a co będziesz po szrotkistę wracała,
żeby nią jeździć po drogach dziurawych?
Wsiadaj do pontonu
i wypływaj
na ciepłe, lazurowe morze!



Pozdrawiam stamtąd
Ciepłe, lazurowe morze
to stan umysłu.

niedziela, 3 grudnia 2017

I came alive at 35...

Kto czyta bloga od początku roku,
wie nie tylko,
że życie jest jak półka z prezerwatywami:
Invisible tuż obok Pleasure Max.
Kto czyta bloga od początku roku, wie,
że ten rok upłynął nam pod matronatem
naszej Siostry Matki Boskiej.

Wszelkie wsparcie zawsze w cenie.
Kobieta to kobieta,
a czy to matka boska czy matka ludzka,
to już kwestia drugorzędna.

Przy czym - fakt - Matka Boska jest trochę na przegranej pozycji,
no bo co Ona miała z tego całego Ducha Świętego???


To musi być niewyobrażalnie nudne przeżycie -
takie niepokalane poczęcie...


Co innego my,
kobiety z kolektywu P&P.

Ostatnio pewien mężczyzna zapytał mnie:


- Und... hast du auch toys?
- Mhm.
Ich habe toys.
Geschenkt bekommen.
Ich benutze sie nicht, hab' nicht mal Baterrien dafür.


A Marlena Shaw trafiła w punkt:
When the applause is all over,
I do not wanna be left on the stage of life
with nothing but
battery operated love...



It was a very good year.
I came alive at 35.

piątek, 1 grudnia 2017

Gang Śródwieś

No dobra, nie jestem w tym dobra - o nie - ale założyłam kolejne wydarzenie na fejsie.
Nawet nie wiem, gdzie to się dokładnie wyświetla, ale około północy miałam lajki od starszaków pod czterdziestkę, więc chyba jednak gdzieś to funkcjonuje.
Wydarzenie nazywa się
DKF w kapciach
i polega na tym, że siedzimy w kapciach na wykładzinie w zerówce i oglądamy filmy,
a potem o nich rozmawiamy oraz zbieramy popcorn z wykładziny.
Noblesse oblige...

To jest zalążek naszego wiejskiego gangu i tylko czekajcie na nasz pierwszy teledysk w takim stylu:



Mam dużo pomysłów,
mam dużo wsparcia,
mam tu cudowną młodzież.





Dzieci i młodzież - moja kolejna wielka, odwzajemniona miłość.

Ty mogłeś być tam ze mną,
kolo...