wtorek, 15 maja 2018

www.zdrowywiesniak.pl

Drogi Fanklubie!

Widzę, że nadal są wejścia na tego bloga, a ja tu już nie publikuję nowych wpisów.
Zapraszam Was w swoje nowe, królewskie progi Złotej Stodoły Wiśniewskiego!
Czasy się zmieniają...
U mnie teraz jak u Carringtonów!

Proszę wchodźcie na www.zdrowywiesniak.pl

Do zobaczenia!


piątek, 11 maja 2018

Jestem najlepszym fotografem w twojej firmie!

 True.


Co za zaszczyt i radość mieć takiego fotografa!
Całkiem nowa jakość na blogu - zdjęcia przedstawiające blogerkę...

Wczorajszy dzień był pełen emocji i pracy w związku z publikacją strony CPP, a po południu LeParisien zawiózł nas do Fondation Louis Vuitton. Praktykując Transerfing od dzieciństwa (nie mając pojęcia o tej teorii) nie mogłam tego pominąć w tygodniu, w którym zarejestrowano moją fundację. Louis majaczy gdzieś na horyzoncie. Zobaczymy, co tego będzie.

Dlatego wieczorem musiałam się nieco uspokoić.
Dzisiaj wpis krótki, ale jest zdjęcie przedstawiające blogerkę:


czwartek, 10 maja 2018

Co zrobisz ze swoją wolnością?




W powietrzu czuć było nadciągającą zmianę pogody. Około godziny 14-tej, w przeszklonym mieszkaniu przy paryskim Boulevard Melesherbes zielone szparagi już skwierczały na patelni, a LeParisien otwierał rosé. W wystawnej kamienicy po drugiej stronie bulwaru trwała przeprowadzka. Liście kasztanowca co i rusz a to odsłaniały, a to zakrywały odgrywany tam spektakl. Tego dnia chcieliśmy wspólnie świętować nadchodzącą publikację strony Crystal Palace Productions oraz nową odsłonę Zdrowego Wieśniaka i już prawie zasiedliśmy do stołu, kiedy zadzwonił mój telefon.

- Dzień dobry! Tu urząd skarbowy w O. Pani Olga Żmijewska?
- Dzień dobry! Tak.
- Proszę pani, jako że 7-mego maja została zarejestrowana fundacja Sztuka Wolności, chciałabym panią poinformować o ...

Jak to? Przecież ja jeszcze nic o tym nie wiem!
Tym samym mieliśmy kolejny powód do radości.

Droga Rodzino ZdrowegoWieśniaka!

To niesamowite, że to niszowe miejsce istnieje już od trzech lat, a jeśli wszystko się udało i jest już po godzinie 9.30, to widzicie właśnie jego nową odsłonę. Jest to odsłona iście deluxe - złota stodoła, duże zdjęcia, romantyczne fonty i po prostu dużo piękna. (Jeśli przekierowanie nie zadziałało i jesteście na starej stronie, to zapraszam na www.zdrowywiesniak.pl)

Co więcej, dzisiaj oficjalnie uruchamiam stronę Crystal Palace Productions - pod adresem
www.crystalpalaceproductions.com
Zapraszam!

Strona jest powiązana z Wieśniakiem i z Instagramem CPP i ma nawet nieco blogerski dział "Aktualności", w którym będę zamieszczała nowinki odnośnie moich aktualnych aktywności fotograficznych, pisarskich i innych. Będą tam nieco inne treści niż tutaj, a do tego dochodzi jeszcze fanpage CPP na facebooku! Trochę tego jest.

Mam plan, aby w przeciągu miesiąca uruchomić na stronie sklep internetowy.
To wymaga jeszcze serii działań, ale wszystko jest już przygotowane i sukcesywnie będę wstawiała produkty do sklepu. Dam znać tutaj, kiedy już ruszy.

To bardzo szczególny moment w moim życiu i celowo zaplanowałam uruchomienie strony na ten paryski tydzień, tak aby móc świętować to ważne wydarzenie w pięknym miejscu i wraz z bliskimi mi ludźmi, którzy bardzo mnie wspierali w całym moim procesie twórczym. 
Ale nikt nie był w stanie przewidzieć, że w tym czasie nastąpi wpisanie mojej fundacji do KRSu!

To rzeczywiście niezwykłe.
Dziękuję Wam, że jesteście ze mną na Wieśniaku i w realu!

* To zdjęcie: MistycznyFotograf

A teraz pędzę do Fundacji Louisa Vuittona... to mój ostatni pełen dzień w Paryżu.

środa, 9 maja 2018

Bergerie Nationale

Najpierw narkotyki

 Potem czar muzyki

A następnie LeParisien zabrał nas też do Brudnego warzywniaka i niemalże na nadgniły pomost.
Tyle że à la parisienne.
 

W Owczarni Królewskiej, jakieś 70 km za miastem, trwały targi produktów regionalnych, które odwiedziliśmy z największą radością. Wiedzieliście na przykład, jak wyglądają merynosy? Bo ja nie.

We Francji i w Belgii mogę jeść narkotyki i nic się nie dzieje.
To niewiarygodne, jeśli pomyśleć, co w Szwajcarii spowodowała przyprawa na bazie mąki, którą posypali mi frytki. To podobno kwestia przygotowania ciasta na zakwasie. Whatever. Dla tych bagietek rozważam kupno mieszkania w Paryżu...




* Wszystkie zdjęcia oprócz 1 i 2: MistycznyFotograf. On potrafi.

niedziela, 6 maja 2018

Zabiorę Cię do brudnego warzywniaka

i na nadgniły pomost.
Come on, it'll be fun!

LeParisien nie dał się długo prosić i z gracją korzystał z naszych wieśniackich atrakcji.
Ba!
Nawet łapał szerszenie.
To już mnie raczej trzeba było prosić dłużej z tym przyjazdem do Paryża.

Pamiętacie, jak mieliśmy spotkanie po latach po Czarnym Proteście w 2016 roku?
Tak, to właśnie z Parisienem,
a znamy się dzięki letniej szkole Viadriny w 2009 roku.

No to jesteśmy tu,
jest i Holly - gdzieś tu całkiem niedaleko.

LeParisien w ogóle nie wspomniał, że w swoim mieszkaniu też ma taką przeszkloną ścianę.
Widok z kanapy jest taki:





Powalający.
I jeśli chcecie wiedzieć, co robią prawdziwi Paryżanie,
to mogę zdradzić, że na przykład nagrywają sobie na kasetę VHS (!) film dokumentalny o wyborach w Rosji. Albo jadą starym Citroenem do Rumunii albo szukają w całym Paryżu dobrego fotolabu do wywołania kliszy z analoga albo słuchają starego jazzu w lepszym nagraniu z lat 60-tych.
Bardzo mi odpowiada taki paryski sposób spędzania czasu.
A zresztą, w innym wypadku by mnie tu nie było.


sobota, 5 maja 2018

When you know how to listen, everybody is the Guru


W dniu po powrocie z Niemiec/Szwajcarii/Warszawy późne popołudnie było leniwe, bo poranek, południe i wczesne popołudnie były bardzo pracowite.
Siedziałam w Artystycznym i czytałam wywiad z Masłowską,
przeplatany pytaniami jednej z dziewczynek,
o to jaki wybrać lakier do paznokci,
kiedy ktoś desperacko zaczął dzwonić do drzwi.
Dziewczynki?
Sindbad?
Nie jestem fanką niezapowiedzianych wizyt, o nie.
Już lekko poirytowana pytaniami o lakiery zeszłam na dół krokiem wkurwionego traktorzysty.

Od powrotu jeszcze nie rozpakowałam klucza do głównych drzwi, więc wyjrzałam przez wizjer,
gdzie mojemu oku ukazała się zawadiacka, lekko obita twarz mojego wspominanego tu ostatnio szkolnego kolegi. Jesus Christ! Nie, no nie teraz. Come on, baby boy...

Ale nie miałam tego klucza, a że poczułam zaawansowaną irytację, to po prostu sobie poszłam.
To nie jest moje standardowe zachowanie, ale - zrozumcie - chodzi o to, że ja chcę nauczyć się zachowań, w których nie zawsze robię to, czego chcą ode mnie inni. To już było. Ja już nie chcę rozmieniać się na drobne.

Godzinę później powiedziałam do MotownLovera, że następnym razem pogadam z kolegą
i powiem Mu, że przychodząc tak bez zapowiedzi zastaje mnie tu w niezręcznych sytuacjach i czy On w ogóle zastanawia się nad tym, co tu może robić kobieta z mężczyzną. To zresztą temat, o którym ML chciał porozmawiać z niezwykle niefrasobliwym Sindbadem...
I wtedy właśnie znowu ktoś zadzwonił do drzwi.

Oh, come on!
Już rozważałam, czy iść tak w samym swetrze, ale przyzwoitość zwyciężyła.
Założyłam spodnie i zeszłam do salonu, a tam...
za oknem już odbywało się gorączkowe machanie ręką i uśmiech od ucha do ucha.

- Cześć ciocia!!!
Sindbad-Solenizant.
Wpadł przez drzwi tarasowe i od razu podzielił się nowinami:
- Ciocia, już wybrałem szkołę ponadgimnazjalną!
Wybrałem, co będę robił!


Pełna obaw, że potwierdzą się Jego zapowiedzi z lutego, zapytałam, czy to ta szkoła policyjna.

- Nie!
Idę do technikum gastronomicznego! Specjalizacja kucharz i barman.
I tak myślałem, ciocia, że mógłbym tu do ciebie przychodzić i byśmy razem gotowali... 

Bang!!!
Rozsiadłam się w fotelu, ręce mi opadły, pomyślałam o tym koledze, co to mu nie otworzyłam i prawie się popłakałam.

Sindbad zaczął przychodzić do mnie jakieś dwa lata temu. Było to w bardzo specyficznym momencie mojego życia. Nie chciałam wtedy widzieć nikogo, naprawdę nikogo, ale ten chłopak był poza schematem i nie umiałam Go odsyłać. W całej swojej rozpaczy i bezradności angażowałam Go do wspólnego gotowania. W innym wypadku musiałabym siedzieć na taborecie i ryczeć. To u mnie Sindbad po raz pierwszy w życiu wyciskał czosnek, robił hummus i koktajle owocowe, kroił cebulę i ziemniaki na frytki. To u mnie spróbował bezglutenowego makaronu z warzywami - bez mięsa! To Sindbad był pierwszą osobą we wsi, do której powiedziałam, że Wujek już tu nie mieszka, a On nikomu nie powiedział. Ten Sindbad! I to On i Jego przyjaciel byli gorliwymi uczestnikami moich warsztatów kulinarnych które prowadziłam rok temu w świetlicy o tym, co jeść, kiedy "nic się nie je". Zrobiłam wtedy taki eksperyment genderowy i bez mrugnięcia okiem dałam im różowe fartuszki w kwiatki, a Oni - wbrew moim domysłom - je założyli. Geez, to było takie słodkie! Wyżsi ode mnie nastolatkowie w fartuszkach z różyczkami gotowali ze mną w wiejskiej świetlicy. Triumf dżendera!

- I będę pracował za granicą, ciocia! To postanowione. 

No tak.
W końcu w gimnazjum wybrał profil językowy - pod wpływem wizyt u cioci i jej New Yorkerów.

- A teraz w szkole znowu będziemy mieli kiermasz zdrowej żywności.
Na ostatnim Sindbad sprzedawał pastę z grochu, którą nauczył się przyrządzać na warsztatach.


No i co, Koniczek?
Przyszedł ci szkolny kolega do domu, a ty Mu nie otworzyłaś, ty mądralo.
A On po zmianę przyszedł do ciebie. Kasy i tak by nie dostał. Uwagę by dostał.
I jak się teraz z tym czujesz, Koniczek? He?

Muszę to sobie przemedytować.
We mnie dwa się różne gryzą światy.
Ale chciałam się tym podzielić,
bo naprawdę nigdy nie wiesz,
kto, kiedy i co wyniesie ze wspólnej interakcji.
I można się bardzo, ale to bardzo zdziwić,
a nawet zachwycić,
a nawet zawstydzić.

Przed nami znowu Big Book,
a ja znowu słucham Roots Manuvy.
Zapętlenie, jakby druga szansa.
A mnie zupełnie niespodziewanie ciągnie na tego Big Booka, Aguś... chyba jednak pojadę z Tobą :-)

piątek, 4 maja 2018

The inner being




Zawsze uważałam, że CórkaWiśniewskiego i Janet Jackson to jak bliźniaczki!
Kiedy jeszcze tu mieszkała, CórkaWiśniewskiego była najśliczniejsza w całej Wiosce <3

czwartek, 3 maja 2018

"Kupiłem jednak te lepy na muchy,

jest nowe estetyczne wydanie..."

Nie ma to, jak przed ekskluzywnym wyjazdem do Paryża naćpać się jeszcze trochę wiejskich realiów! Nastało lato, a wraz z nim nastały muchy.
I nic nie zrobisz. Goździków możesz sobie wysypać, ale to nie wystarcza.

Ale jest też news.
J. z I. & his girlfriend sadzą pod płotem topinambur!
To pięknie kwitnie, ale jeszcze lepiej smakuje.

Tak więc dni upływają mi niezwykle ciekawie, bo albo pływanie w Głębo, albo niespodziewane wizyty (taki New Europe Film Sales to jest dla mnie arcyciekawa wizyta, a kuzynka z Dzierżoniowa to już w ogóle), albo mycie okien, albo wertowanie projektów budowlanych - here we go again - albo to portfolio...
Przez dwa dni je rozpakowywałam, bo był prawie zawał.
Nawet nie wiecie, jakie to są emocje...
Wiozę ze sobą do Paryża, więc zobaczycie. Holly zresztą był na bieżąco, bo to w D'dorfie wybierałam te różne papiery. A teraz mam od Niego jeszcze paryską playlistę.
Suberb, baby boy! Exquisite! Dziękuję.


I wiecie co?
Jest tam ten kawałek, którego słuchałam prawie trzy lata temu na plaży w Gdyni.
Czy ktoś to jeszcze pamięta?
Wtedy używałam jeszcze czasami swojego scenicznego alter ego Helmut i ogólnie było ze mą kiepsko. Na pozór twarda dziewczyna, a w środku ledwo się trzyma...


These days are so, so old and overdone...
Jak dobrze być w końcu sobą!



W dniu święta konstytucji - Koniczek w znakomitej konstytucji mentalnej, moralnej i duchowej.
Rock, rock on, Koniczek!

środa, 2 maja 2018

Zen





W październiku 2015 roku sekundy były nie do wytrzymania.
Zrobiłam szybki rachunek i wyszło mi, że przede mną miliardy i że nie dam rady.
Zrozumiałam, co muszą czuć osoby cierpiące na depresję.

Za radą Jules poszłam do Buddysty.
Przyjmował w ośrodku Buddystów, całkiem blisko mnie.
Wcale nie trzeba było jechać tym autobusem, no ale już trudno.
Pojechałam tam w brązowych, solidnych Todd'sach na wysokim obcasie, które mogły sugerować, że twardo stąpam po ziemi. W kombinacji z tymi butami granatowe cygaretki z wełny niezwykle skutecznie ukrywały fakt, że w środku jest mała, przerażona dziewczynka. Pomyślałam o słowach Andy Rottenberg, której autobiografię czytałam na początku roku - im gorzej w środku, tym staranniej na zewnątrz.

Okazało się, że na niekończące się sekundy najlepszym lekiem są pisanie i fotografia.
Wtedy napisałam, że pewnego dnia zobaczę wszystko jak na dłoni.

Te dni właśnie trwają.

Róże i Zen - wejście do tej restauracji sfotografowałam w Toruniu i opublikowałam tu w niedzielę.
To był świat, do którego kiedyś aspirowałam, w związku z czym nigdy nawet nie weszłam do tej restauracji...
Co za pokrętna logika!
My chodziliśmy do baru mlecznego, gdzie ostro dawałam sobie w żyłę naleśnikami z bitą śmietaną.

I trzeba było wejść do tej restauracji - chociażby tylko po to, żeby zobaczyć, czy jest tam naprawdę tak, jak sobie wyobrażam. Czy muszę ją wynosić na taki piedestał i czy nadal chcę dążyć do tego świata. Trzeba wchodzić tam, gdzie wchodzić się boimy. Tam jest największy skarb.

No to weszłam w spokój:
 


Jestem tam.
Nie chodzi o ekstrema. Chodzi o spokój. 


Elewacja od zachodu i północy wygląda strasznie, wiem.
To przez te świerki i wilgoć, którą one oddają.
Na szczęście Pan Dariusz pomaluje dom, kiedy ja będę bawiła w Brukseli w sierpniu.



Niedoszła nazwa naszej ulicy (sprawa nadal niesfinalizowana) nie jest od czapy i mam na to dowody.
U J. z I. wiśnie kwitną jak szalone, a i ja mam u siebie:






I pobędę w tym jeszcze przez kilka dni, a później zobaczę się z Wami mężczyznami!
Niewiarygodne, co nie? Nareszcie!

wtorek, 1 maja 2018

mleko i miód

Słaby jest ten kawałek Taconafide, niemniej jednak bardzo mnie zadziwili chłopcy znajomością kanonu współczesnej poezji kobiecej.

Czyżby czytali?
Ciekawe, z czym się bardziej identyfikują - pożądaniem czy porzucaniem.
Co z wykorzystaniem w dzieciństwie?
Ciekawe, jak tam z toksyną chłopcy się mają i czy potrafią wyciągnąć jakieś wnioski.
Ech...

Zadziwiające jest to, że patriarchat jest tak globalny, iż wszystkie rozumiemy te uniwersalne doświadczenia, które Rupi Kaur ubrała w proste słowa, które będą przystępne dla wszystkich.

Wyszła jednak poza schemat związku damsko-męskiego i wysnuła elementarne wnioski ponad tak zwaną miłość romantyczną zwaną myłością.

 

Jako ścieżkę dźwiękową do tego tomiku polecam Melanie Martinez, Cry Baby.
Jako didaskalia - książkę Kobiety, które kochają za bardzo autorstwa Robin Norwood.

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

TLC

Z Torunia wróciłam tak zbudowana,
że następnego dnia wieczorem wstałam z fotela i
po raz pierwszy w życiu umyłam kilka okien we własnym domu.
Just for the fuck of it.



Speaking of which...
jest pełnia.
Pełnia w Skorpionie.

Prawie umarłam, żeby tylko przeciągnąć strunę i przyjść na świat pod znakiem Skorpiona.
Więc jak teraz nie korzystać?
To byłby ciężki grzech.
Żeby nie powiedzieć - pierworodny.



To jest dorosłość,
chciałam jej od podstawówki!



Thank you for coming!

niedziela, 29 kwietnia 2018

Unser Zug ist abgefahr'n...


W piątek siedziałam na peronie ostródzkiego dworca.
Pociąg relacji Białystok-Wrocław miał opóźnienie,
ale czekałam cierpliwie.
Przejechał transport drewna.
Przyjechał mój pociąg.
Wsiadłam.



Wysiadłam w Toruniu. 


Znasz to uczucie?
Pierwszy raz na majku,
Czujesz się jak tajfun,
A rapujesz jak fajfus...

Re-Wind, Koniczek, to nie ten rap!
To Smarki-Smark...

Jeszcze raz:
znasz to uczucie, kiedy po latach wracasz w jakieś miejsce,
które niby dobrze znasz, bo było Twoje, ale okazuje się, że już nie jest?
Masz spotkanie z dawnym sobą i wyraźnie czujesz, że ten dawny Ty to już nie Ty?
Wyprzedziłeś siebie, bo gnałeś ciągle na lewym pasie.

Znasz to uczucie, jest po 23-ciej.
Na luzie możesz setką po mieście lecieć,
Uchylone szyby jak 2cztery7 i Lerek
Na pełnej penerze leci Guru i Premier

 
Stare pomysły, marzenia, aspiracje już nie do końca pasują,
bo po drodze pojawiły się nowe.
Pojawili się nowi ludzie, inne środowisko, jakiś całkiem nowy horyzont życia.
Jednym słowem, okazało się, że ziemia nie jest płaska, a statek przekraczając linię horyzontu wcale nie spadł w otchłań, a płynie i płynie ku nowym horyzontom.

To jest dorosłość, chciałeś jej od podstawówki...

To jest także przełomowy moment w Twoim rozwoju.
Smutny moment, bo oznacza pożegnanie.
Ale to nic, to nic.
Pożegnań nie należy się bać.
One są konieczne w procesie i warto je przeżyć świadomie.
Wszystkie emocje warto przeżyć świadomie. W innym wypadku powrócą.






Ich bin Beginner, Mann!
Irgendwas fang' ich immer an.


... doch wir sitz'n drin!

piątek, 27 kwietnia 2018

Apteczka na całe zło

Wczoraj miałam szkolenie z obsługi szablonu Wordpress,
a że szanowny kolega oraz szanowna buKaśka (która prowadzi fanpage Zapiecka) są na bieżąco z muzyką, to już słuchali nowej Nosowskiej.
Dzięki Wam za to!

Hahahahahahahahahahaha!!!
I ma Krysia w domu cyrk - boskie!

Jaki kraj, taka Yoncé.
A kraj mamy mielonych kotletów z tyci, tyci problemikiem alkoholowym - wiadomo.

I się Kasia nie cacka z dzidziulkiem.
That's how I like my women - like I like my chicken...


czwartek, 26 kwietnia 2018

Young Money

Shimmy shimmy yay, shimmy yay, shimmy ya -young money be like
blablablabla

O samochodach,
wyjazdach,
jachtach,
a najlepiej - o wysokości czesnego w szkole dzieci i że
nie ma, że są pieniądze! No po prostu była za słaba i jej nie przyjęli.
Jestem bardzo rozczarowana!





Wczoraj wieczorem w Galery69 w Dorotowie (czyli pomiędzy Olsztynkiem a Olsztynem) odbył się bardzo kameralny koncert Grzecha Piotrowskiego i Liz Rosy, którą widzieliśmy już na iławskiej Złotej Tarce w lipcu. Będzie gościła także na festiwalu Wschód Piękna.


Tak śpiewa Liz (pięknie):



a tak wygląda podczas soundchecku (też pięknie):


Na temat całej reszty wypowiem się tylko tak,
że okoliczności przyrody są tam piękne,
co zresztą widzieliście na blogu w marcu 2016 roku.
Jest nawet wzmianka o dziewczynkach,
a One były u mnie wczoraj przed koncertem.