środa, 10 stycznia 2018

wtorek, 9 stycznia 2018

I'll Be Your Friend

Nie chcę być psychoterapeutką.
Wiem, że przyszłoby to z łatwością, ale wiem też, że to nie jest moja droga.
Niemniej zgłaszają się do mnie/nas osoby i jest ich coraz więcej.

Będzie fundacja i tam częściowo będą zagospodarowane te kwestie,
ale będę zatrudniała specjalistki i specjalistów.
Tymczasem to, co mogę i chcę zaoferować, to:



Każda osoba ma swoją własną drogę do przejścia,
która zresztą tworzy się wraz z pierwszym krokiem i w miarę kolejnych,
ale
I got your back,
you got my shoulder.


zdjęcie: AleMężczyzna
aka
WłochatyMężczyznaZpółnocy

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Antwort auf den kulturellen Bankrott

To był nasz świat.
Homegirl chciała zdobyć numer do Maksa i tam dzwonić.
Notabene, wyglądała całkiem, całkiem jak Joy.
Prześliczna Homegirl, przy której czułam się jak ten gałgan,
jak ten pierdolony Chewbacca z wioski.
Cały z włosów na rękach i nogach,
których Ona nie miała!

Jeździłyśmy do Kolonii na koncerty,
raz nawet nocowałyśmy tam na dworcu, bo uciekł nam ostatni pociąg.
Stał tam w kącie ten zajarany Afrob - zupełnie jak w tym teledysku.
Kochałam Homegirl wielką miłością,
zupełnie jak w Swing Time to było,
zupełnie tak, jak Joy patrzy na Maksa w poniższym teledysku,
aż nasze drogi rozeszły się,
gdy ja - zamiast do Maksa z tv - wzdychałam do całkiem realnego chłopca,
a Ona coraz bardziej zaczęła oddawać się substancjom psychotropowym.

Później, kiedyś w 1999 roku, Pia i ja stałyśmy w Maku w kolejce po frytki.
Było to gdzieś koło dworca w D'dorfie, w drodze do epickiego Enterprise Records,
kiedy z głośników popłynęło to, a my zamarłyśmy w trwodze:



I Homegirl i później Pia i tym bardziej ja podziwiałyśmy Maksa za niebotyczny dar liryczny.
Niektórych rzeczy jeszcze nie rozumiałyśmy, żadna z nas nie miała internetu i zdarzało nam się jeździć tramwajem nr U75 do biblioteki miejskiej w D'dorfie (zaraz za dworcem!),
żeby sprawdzić co trudniejsze zagadnienia.
Na przykład takiego Plutarcha albo la bandiera rossa i Che Guevarę.
Tak to było w latach 90-tych,
a dziś siedzę w salonie i mam wysyp tekstów do Papierówki,
a najbardziej chyba cieszę się z
Pierdolenia o niczym -
opisu nieszczęśliwej miłości z perspektywy mężczyzny.


Der Texte-Partisane

niedziela, 7 stycznia 2018

A Single Woman - Zapowiedź



Rok 2018 będzie dla Kolektywu bardzo fotograficzny.
30. i 31. grudnia była u mnie Anna Twardowska i rozpoczęłyśmy pracę na projektem,
który wstępnie nazywamy "A single woman".
Pracujemy nad tym.
Część zdjęć niebawem zobaczycie online.
Tymczasem bardzo delikatna zapowiedź:

Zdjęcie: Anna Twardowska

sobota, 6 stycznia 2018

Disco


Nie wiem, jak u Was, ale u mnie jest straszny przesyt urządzeniami elektronicznymi,
bo w tym tygodniu waliłam w klawiaturę jak szalona i dużo pracowałam z fotografiami.
Feeling trochę taki, jakbym była takim drewnianym dziadem,
więc weekend będzie pod znakiem ruchu.
Stanie na głowie już mi trochę przeszło,
czas pogłębić szpagat, bo się mocno zaniedbałam przez ostatnie 4 lata.

Barłóg literacko-fotograficzny:




Do ćwiczeń i tańca w salonie idealnie nadaje się Marlena.
Jest niesamowita.



PS Mocno już jestem w rzeczywistości Papierówki.
Dużo, dużo tekstów przyszło, a do środy przyjdzie jeszcze więcej.
Agussiek, piszesz coś?
FoxyFox? Teksty? Zdjęcia? Pasowałoby teraz do tego wernisażu.
Jules?
Talk to me, ladies <3

Aha, miałam problemy z serwerem.
Kononowicz nim zawładnął i nie było niczego, a Wy dostawałyście info, że skrzynka jest pełna.
To już powinno działać.
Robię migrację na nowy serwer.
Strona langco już wyłączona, niebawem nowa i nowe adresy, ale stare adresy działają.

piątek, 5 stycznia 2018

MAI @ Fondation Beyeler

Był wrzesień 2010 roku.
Jakimś cudem znaleźliśmy malowniczo położoną, małą plażę z bezpłatnym dostępem nawet do leżaków. Przychodziliśmy codziennie rano z naszymi New Yorkerami, zamawialiśmy świeżo wyciskany sok i espresso. Ja dużo spałam, bo nie wiedziałam jeszcze, że nie wolno mi jeść glutenu. W przerwach pomiędzy drzemkami czytałam. W ten sposób dowiedziałam się o Marinie Abramović. Artystka właśnie przeprowadzała w nowojorskim muzeum sztuki nowoczesnej MoMA performance, który przeszedł do historii sztuki i wykatapultował tę dziedzinę na wyżyny (a może raczej niziny...) mainstreamu:


The artist is present

Dzieło polegało na tym, że artystka przez 8 godzin bez przerwy siedziała na krześle w pomieszczeniu MoMA, a na krześle naprzeciwko można było sobie usiąść i robić, co się chciało.


W artykule było też o szalonym związku artystki z innym artystą - Ulay'em, z którym uprawiała sobie body art. Jest to dziedzina sztuki, w której środkiem ekspresji jest ciało i która obejmuje także samookaleczanie, co Marina także praktykowała, a co mnie już zupełnie przeraża.
Jak dobrze, że ja nie jestem artystką - pomyślałam.
Wariaci...co to ma w ogóle być? Siedzenie na krześle...


Okazało się jednak, że siedzenie na krześle może być czymś wielkim.
Ba! Nawet stanie we wspólnej przestrzeni może mieć ogromny wpływ na ludzi.
Więcej na ten temat dowiecie się w tej oto rozmowie z Mariną Abramović,
przeprowadzonej w Fondation Beyeler, w Riehen pod Bazyleą.



Plaża jest w Budwie, dokąd pojechaliśmy samochodem aż z Idzbarka Warszawy.
Wynajęliśmy tam mieszkanko, a ja na balkonie wykonywałam swój własny performance.
Dziś powiedziałabym, że testowałam granice swojej kobiecości,
że szukałam punktów styczności pomiędzy
kobiecością a
człowieczeństwem.

Bo co to ma być, że kobiety mają się golić całe dookoła???
Tak zwana kobieta to taki cyborg, który nie sika, nie poci się i ma baaardzo długie rzęsy.
A tu bęc!
Ma menstruację...


No i jak się czujecie z takim zdjęciem?
To są włosy, które zostały w szczotce po czesaniu. 
Przykleiłam je na jakiś krem.