wtorek, 27 lutego 2018

In sardina veritas



Tydzień wybitnie literacki.
Wczoraj odbył się wieczór autorski Wojciecha Borkowskiego pod Amfiteatrem,
jutro spotyka się nasza redakcja, a później idziemy na wieczór autorski Tamary Bołdak-Janowskiej.

Kalibruję się na częstotliwości w okolicach 500,
a że MotownLover też jakoś tak, to
the floor is ours.

Zaczynam dużo rozumieć, a raczej - być tym.

Częstotliwość 500 to miejsce, gdzie już nie boli cię, że ktoś myśli, że cię krzywdzi.
W rzeczywistości wcale tego nie robi.
Nikt nas nie krzywdzi - robimy to same/sami poprzez swoje reakcje.
Czujesz miłość do tej osoby. Nie potrzeba też słów, żeby wiedzieć, dlaczego tak robi.
To ci się wgrywa jak jakiś program.
Ot, tak.
To jak z tym blaskiem - stoisz obok kogoś i czujesz go albo nie czujesz.
Czasami to jedna i ta sama osoba, więc jest rozdźwięk i to trochę trwa zanim pojmujesz,
że najważniejsze jest twoje dobro oraz zachowanie tej otwartości.
To jest moment, kiedy po cichu odchodzisz.
Z miłości do wszystkich zainteresowanych.

Ten utwór towarzyszył mi przez cały weekend.
W lipcu będą znowu w Ostródzie.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Sardines for dinner 2018

To musiało się tak skończyć.
Ciągle cytowałam Biggie Smallsa,
aż doigrałam się.
Wylądowałam na odwyku,
gdzie przez pięć dni kilka razy dziennie musiałam jeść sardynki.
Wszystko za sprawą tej książki i jej autora - pana od The Love Button Movement:



Ale wiecie co?
Nie smakują mi już frytki!!!!!
Pięć dni odwyku tylko!
I kawy rano też już nie piję - Jesus Christ, jak mogło do tego dojść?
Tak, tak...
Zamiast tego wstaję o szóstej - bez budzika - i robię smoothie.

Nie poznaję siebie
odmalowanej na wiosnę.

niedziela, 25 lutego 2018

It's always good to have a boy around the house

Jest już nowy kalendarz MOKu.
Cały marzec poświęcony jest tematowi "Kobieta nie istnieje".
9-tego marca przyjeżdża Marta Frej na wernisaż swoich grafik w olsztyńskiej Galerii Dobro
i będzie więcej tych inicjatyw feministycznych,
a miesiąc zakończymy my, czyli Papierówka.

Promocja numeru odbędzie się 28 marca pod amfiteatrem.
Polubiliście już nasz fanpage na FB?
Zróbcie to szybciutko, bo niebawem wrzucimy nowe filmiki Szymona.

To wszystko na dziś z CrystalPalace.
Jak na feministkę przystało,
zaszyłam się w swoich domowych pieleszach z
granatami i najprawdziwszym polskim Wołgiem.

Trwa najzimniejszy weekend sezonu.
Leży śnieg i jest minus kilkanaście, także szału nie ma.
Ale są wegańskie krówki z Rossmanna...





sobota, 24 lutego 2018

Hausfrau

Anna Twardowska i Olga Żmijewska śladami samotnej kobiety.
Tak zwanej samotnej. No make-up.
No clothes.

k

Dziś rano
jak stary tynk
odpadły ze mnie
płaty Ciebie.

Stojąc pod wodą
patrzyłam,
jak pochłania Cię
odpływ liniowy.

To jeszcze nie wszystko.
Ja wiem,
ale być może niebawem
zedrę te resztki.

Odkryję siebie
pod spodem
i
odmaluję na wiosnę.


zdjęcie: Anna Twardowska

piątek, 23 lutego 2018

Wolność



W środę wieczorem, około godziny 22.30, zasypiałam sama w statku kosmicznym.
Od początku tygodnia intensywnie myślałam o Rai. Postanowiłam napisać list - my to nadal robimy - ale czekałam na drobny szczegół, który chciałam tam dołączyć.
Za kilka dni zatem miał być list.

Wyłączam na noc internet, a mimo wszystko przyszła wiadomość.
SMS.

Hi Olga!
How are you? As I know, you've had sunshine today in Idzbark :-)

What are your plans for Friday?
I'll be heading back from Szczecin by car.
Would be very easy to stop by and say hello to you...

Moja malutka, silna LitewskaBlondSiostra.

Także dziś wczesny obiad z Zawadczanką i Rai.
Zapewne będzie to obiad w gorącym słońcu.
A co, że przez szybę?


Gość w dom, Bogini w domu.
Pusia sowieso.
Pokój gościnny nadal nie pomalowany, ale oldskulowe pościele są i śliczna łazienka z widokiem też.


czwartek, 22 lutego 2018

Du bist Dein leuchtender Stern




 Ucieczka była ucieczką do domu.
Do siebie.

Jules mi ostatnio przesłała ten link.
Myślę, że tu jest dużo z Bradshaw'a, ale w łatwiejszym odbiorze.
Polecam bardzo!
Kto zna niemiecki...

środa, 21 lutego 2018

I ran away for a while...

Uciekłam.
Byłam tam, gdzie przez całe życie bałam się znaleźć,
gdzie przez całe życie zabraniano mi wchodzić.

To była niezwykła eskapada.
Podróż nadal trwa, owszem, ale etap ucieczki się skończył,
bo miejsce ucieczki uczyniłam swoją codziennością.

Na naszej drodze spotykamy różnych ludzi,
a każda z tych osób - nawet najmniejsze niemowlę -
jest potencjalnym nauczycielem
albo nauczycielką.

Na obecnym etapie uczę się od nastolatków.

Podczas swojej ucieczki nauczyłam się miłości.
Zobaczyłam całą paletę możliwości oraz odcienie szarości,
ale także - a może przede wszystkim - zrozumiałam, że w wielu przypadkach za miłość bierzemy coś, co nią nie jest.
Co więcej, kultura popularna nas tam wciska i daje zupełnie przekłamany obraz.
Psychoterapeutka Katarzyna Miller nazywa to zjawisko Myłością.
To jest pole walki. Śpiewała o tym Cyndi Lauper.

Przemysł muzyczny strasznie żeruje na myłości,
a my się na tym wychowujemy.
Przypuszczam, że dziewczynki dużo bardziej, niż chłopcy.
Hasło "jestem twoja, ty jesteś mój" uważam za straszne pranie mózgu i wielce szkodliwe.
Do tego ta cała ideologia katolicka o zakazie eksplorowania swojej seksualności
i mamy takie małżeństwa, gdzie pobożny poseł katuje żonę albo korzysta z usług prostytutek.
Ona nie odchodzi, bo przyrzekała, że będzie w tym bagnie po wsze czasy.
W kościele przyrzekała! To jak ma teraz złamać przysięgę?

Wszystko oczywiście w imię miłości i Chrystusa.
Hell, yeah!
Chrystus na pewno by tego chciał, träum' weiter, Alter...

Przez trzy tygodnie maglowałam tę płytę od Nastolatki.
Miałam z tego bardzo dużo radości i mimo że dokładnie wiem,
co kryje się za beautiful and bitter sweetly,
nie mogę się oprzeć tej piosence.
Jest jak cukierek,
choć MotownLover twierdzi, że jak balsam.
Ale chyba mumifikujący... 




A już niebawem Sardines for dinner.
Stay tuned!

poniedziałek, 19 lutego 2018

Wiosna




Mam zaproszenie do Londynu.
Hotel zamówiony, zakupy w Harrod'sie, te wszystkie muzea, galerie,
cały ten wielki świat znowu zaprosił mnie na ucztę,
a ja nie jadę.

Nie wiem, co to będzie, ale wiem, że jak zostanę tu, to w tym pierwszym tygodniu marca
moje życie zmieni swoją trajektorię.
Będę w Warszawie.
3 marca Grzech daje gigantyczny koncert w Operze Narodowej.
Potem, w tygodniu, być może będę nadzorowała mały remont w Pustelni.
Kto by pomyślał, że już się na to zdobędę?

Tydzień później idziemy na materace w Pustelni.
Ostatnie P&P było w listopadzie. Szmat czasu.

Umówiłam się na kilka spotkań.

I powiem Wam, że
London can wait.

Ale...
Paris can't!
Gentlemen, let's do this!

niedziela, 18 lutego 2018

Przedwiośnie

Ja nie mam idolek,
ale Ona jest damn close...



Na początku stycznia 2015 roku obejrzałam ten film.
Było to po tym, jak postanowiliśmy nie brać już udziału w teatrzyku i nie obchodzić świąt bożego narodzenia, w które to boże narodzenie nie wierzyliśmy już od lat. Na pewno pisałam tu, że wtedy właśnie, z wewnętrznej potrzeby, napisałam reportaż o styczniu 1945 roku w Wiosce, na podstawie którego później powstał film dokumentalny. W nocy po obejrzeniu biografii Hannah Arendt miałam przeogromny atak lękowy i następnego dnia nie mogłam dojść do siebie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Atak lękowy? Dlaczego?

W filmie uderzyło i zachwyciło mnie to, jak Ona żyła.
To znaczy, że Ona leżała na kanapie i myślała.
Że w nosie miała ponaglenia naczelnego New Yorkera i robiła swoje,
bo taki był Jej proces twórczy.
Że nie miała dzieci.
Że kulturowo była jak mężczyzna,
ale przecież wcale nie wyłączyła się z wielkich kobiecych namiętności.

Nie była mniszką nauki.
Nie była damą z towarzystwa.
Nie była lalą.

Ona leżała na tej kanapie i myślała.
Jesus Christ, jak ja też tak chciałam!

To było trzy lata temu.
Dopiero trzy lata.

Rok po tym filmie wprowadziliśmy się do CrystalPalace.
Pierwszej nocy ze wzruszenia płakałam widząc gwiazdy w Spaceshipie i wiedziałam już,
co mnie czeka w nowym roku.
Nie wiedziałam, jak sobie poradzić, ale postanowiłam nie bać się.
Kilka godzin wcześniej (w Sylwestra, tak) zwaliłam się z pierwszego piętra na budowie, w domku gościnnym. Trochę się obiłam i nic więcej, ale tylko dlatego, że spadłam w stertę styropianu, a nie na beton. To była ostateczna pobudka, mimo że wcześniej było TAK dużo prób wybudzenia mnie.
Dotarło.
Zrozumiałam, że nie mogę siebie już tak traktować, bo zginę.
Ginę.

W CrystalPalace mam trzy tak zwane pracownie:
na parterze: biuro PaniBiegłej ze wszystkimi słownikami, segregatorami, drukarką;
na pierwszym piętrze: PokójArtystyczny ze wszelkimi zabawkami Artystki;
na poddaszu: God'sPlayground z literaturą naukową.

W każdym z tych pokoi stoją biurko oraz kanapa albo tapczan.

sobota, 17 lutego 2018

Pobudka

 
To zaczyna się tak, że jest Ci trochę niewygodnie.
Przesiadasz się w inny kąt i zapominasz o tym.
Potem zagęszczasz ruchy.
Dużo jeździsz, konsumujesz.
Nie że jakiś szit plastikowy sobie kupujesz. Nie, nie.
To są wartościowe rzeczy, które Cię karmią, budują - na przykład kultura, podróże.
Koncerty!
To potencjalnie Twoja baza na później.
Na jakiś czas zatracasz się w tym i myślisz, że to jest właśnie to.
Taki koncert na żywo - zaczynasz czuć, że to Cię porusza na jakimś całkiem nowym poziomie,
że tam odpływasz i że nigdzie indziej tego nie doświadczasz.
Co to jest?
Po jakimś czasie już nie potrafisz bez tego żyć.
Jednocześnie poszerza Ci się kąt widzenia - jakbyś zmieniła w aparacie obiektyw.
Częściej mówisz "tak" różnym sytuacjom - kupujesz coraz to lepsze wino, sery, może słodycze.
Przestajesz sobie tak żałować i kupujesz przedmioty czy ubrania, o których tak naprawdę marzysz,
a nie tylko te z przeceny.
W końcu.
Zaczynasz dostrzegać, że jesteś bardzo piękna i powoli pielęgnujesz to w sobie.
Z każdym dniem stajesz się coraz piękniejsza.
Potem znowu potrzebujesz tamtego uczucia z koncertu.
To jest jednak bardzo wymagające, to wymaga kilku godzin inwestycji.
Tego nie da się osiągnąć zawsze i wszędzie.
Dostrzegasz jednak inne sposoby.
Na przykład fundujesz sobie to uczucie zapychając się bułkami z masłem albo pijąc wino.
Albo jedząc co wymyślniejsze kąski - raki, ośmiorniczki, mus z czekolady z pieprzem cayenne.
Fajnie! Wow! A więc to jest życie!
I oni to wszystko mieli na co dzień...
Ależ oni muszą być szczęśliwi!
Potrzebujesz częściej.
Niech będzie to wino do obiadu, to tylko jeden kieliszek.
Robisz zakupy w lepszych sklepach spożywczych.
Mało jesteś w domu. Tyle się dzieje wokół!
Jak to wszystko nadrobić?
Jak dogonić tamtych, którzy od tylu lat w tym dobrobycie?
Świat zaczyna wirować, trochę nie wyrabiasz.
Kręci się w głowie od tej karuzeli i - przyznajmy - jest to całkiem fajne.
Kręci się szybciej ta karuzela.
I jeszcze szybciej i jeszcze i
jeszczejeszczejeszcze i ...
teraz są tylko te dwie możliwości:

albo będziesz się tak kręcić w nieskończoność i wtedy nikt się do Ciebie nie zbliży -
no by Ty się kręcisz jak szalona i dostrzegasz, że wszyscy wokoło też tak się kręcą - każdy na swojej własnej, jednoosobowej karuzeli. Tam jest dżungla takich karuzeli. Po horyzont.

Albo, dajmy na to, zaczniesz rzygać po bułkach z masłem, winie i ośmiorniczkach.
I po karuzeli i po koncertach i po wszystkim po kolei,
aż będziesz musiała odstawić to wszystko,
a karuzela raptownie się popsuje i wywali Cię hen w błoto.

I tam, w tym błocie, będziesz siedziała sama i patrzyła, jak powoli nadchodzi wiosna.



c.d.n.

piątek, 16 lutego 2018

The Lead Pussy Cat

Miałam wczoraj załączyć zdjęcie Puni i zapomniałam,
więc proszę:



Punia to KoteczekWszystkichKoteczków
Wiem, że są tu fanki.
Photo by WujekPaweł



Holly podesłał mi link do playlisty Michelle Obamy,
którą już oczywiście znałam. Moją uwagę zwrócił tam ten kawałek + Rihanna We found love,
bo one są dość trashy.
Przyznaję jednak, że ten teledysk nie najgorzej pokazuje jak to jest być piękną kobietą żyjąca pod lodem. Założę się, że to są sceny żywcem z Jej życia wzięte.
Biedna.
Jest śliczna i ciągle musi płacić albo za to albo tym.
Zapewne już od najwcześniejszych lat była przygotowywana do swojej roli.
Czy ktoś Ją kiedyś przebrał za Króla Olch albo za Sindbada?
Czy dostała paczkę od Mikołaja, którym tak naprawdę była Ciocia Irenka?
Czy wlazła kiedyś w pokrzywy pod stodołą?
Czy Ona wie, co to jest stodoła?

Czy raczej ciągle musiała być tylko tą księżniczką w bieliźnie?
I czy wielu rzeczy będzie musiała się oduczyć, kiedy dorośnie?
Ale czy to zrobi?

czwartek, 15 lutego 2018

Powietrze


Żebyśmy się dobrze zrozumieli -
uważam, że dojrzałość polega między innymi na tym, żeby pojąć, że ryzykowanie swojego życia w arktycznych głębinach
jest skrajną autodestrukcją, którą umożliwia nam wylew hormonów i neuroprzekaźników.
Nikt emocjonalnie zdrowy, przy zdrowych zmysłach
nie zlazłby pod lód na 20 lat.

To robią osoby złamane, wybrakowane, wypatroszone z siebie
w poszukiwaniu swojej istoty.
System patriarchalny odgrywa tu kluczową rolę.
Schwytać, uwięzić, uzależnić.
Potem już wszyscy chodzą jak w zegarku i dają sobie czerwone kwiaty z kolcami - na dowód swojej miłości.




 
Mózg osoby "zakochanej" klinicznie podobno nie różni się niczym od osoby będącej pod wpływem narkotyków. Aktywizują się te same obszary.

Tak zwana miłość romantyczna to tak naprawdę oksymoron i jedna z największych ściem kultury Zachodu.
Zaraz po religii.
Ludzie się z tego leczą.
Są grupy terapeutyczne dla osób "uzależnionych od zakochania".
To nie żart. To czysta biochemia.
Ludzie ćpają ludzi.


Ona z tego wyszła.
Wygrzebała się z przerębla,
rozpaliła ogień na lodzie, bo nie miała siły dojść do brzegu.
Uratowany zachłysnął się tlenem i nie bardzo był z nim kontakt.

Później, stopniowo, krok po kroku uczyła się żyć na powierzchni, bez obciążeń.

W tych okolicznościach okazało się, że jest stworzona do latania, a kiedy już wypróbowała te supermoce,
postanowiła,
że już nigdy, przenigdy nie zamoczy skrzydeł w wodzie zimnej jak lód.

A na brzegu czekały zupełnie nieznane obszary...

Jules twierdzi, że tamto było potrzebne, żeby dotrzeć na brzeg.
W moim przypadku widocznie tak,
ale jestem przekonana, że to może wyglądać też całkiem inaczej. Można od początku żyć na brzegu i zgłębiać las.

środa, 14 lutego 2018

Lód

- I ja siedziałam tu u babci w kuchni i pisałam Ci tę walentynkę, a potem Marta ją wrzuciła do waszej skrzynki. Tam był wiersz Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, pamiętasz?
- Mhm. To było najważniejsze wydarzenie w moim życiu.
Ja myślałem, że to będzie bardzo trudne - dostać walentynkę, a mieć dziewczynę to już w ogóle...
Ja tam takie zasieki widziałem, przez które trzeba się przedostać. Ten lód. Metr lodu nade mną, a ja pod wodą i tam tylko ryby. Jak ktokolwiek miałby mnie tam znaleźć?
- A tu zanurkowała taka miłośniczka pływania - z odznaką Seepferdchen przyszytą do kostiumu, wzięła cię za rękę i...
- I mówi "Come on, Richard Parker! Come on!
Tam jest przerębel, nie musisz przez ten lód się przedzierać.
Chodź, pokażę ci!"
I płynęła, i ciągnęła go za rękę i dwadzieścia lat go tak ciągnęła za rękę,
aż w końcu to zrozumiał.

Tak było.
A po drodze jeszcze innego znalazła,
bardzo się zachwyciła i Jego też ciągnęła za rękę,
ale to musiał być wybitny miłośnik ryb i życia podwodnego.
Nie chciał,
więc puściła.

Mało brakowało, a nikt z nich by się nie wydostał na powierzchnię,
ale...


To mongolska spec-komandoska,
w czepku urodzona,
gra ostro,
zawsze va banque.

PS A jutro w końcu kilka zdjęć dla CórkiWiśniewskiego, o które już dawno prosiła,
w tym zdjęcie Puni.
Stay tuned.

wtorek, 13 lutego 2018

"The past and the present emerge to meet us here"

- A co, jeśli czas nie jest linearny i teraz pomagasz tamtej sobie?

Good point.

Tak się złożyło, że sama zaprosiłam Nastolatkę do swojego życia,
a było to dwa lata temu. Pisałam tu o tym - kupiłam Jej wtedy pamiętnik i album Adele,
a Ona ze łzami w oczach rzuciła mi się na szyję.
Nie wiedziałam wtedy, czym jest dla niej muzyka.
Choć pewnie wiedziałam.

Okazało się, że dziewczynka ma niezwykłe zdolności wokalne, jest bardzo inteligentna i też mądra. Wyciąga fajne wnioski. Ma niesamowity pęd ku poszerzaniu swoich horyzontów i bardzo sprecyzowane cele życiowe. Towarzystwo w szkole trochę Ją nudzi.
No tak...

Spotykamy się co dwa tygodnie w CrystalPalace i wymieniamy płytami.
To Ona ostatnio przyniosła mi ten album Mariah Carey z 1995 roku.
Z jakiegoś powodu lata 90-te to Jej bajka. W to mi graj. Mam tego pełne szuflady, a Ona z wypiekami na twarzy studiuje wykonawców i kolaboracje oraz komentuje dizajn okładek.
Jest naprawdę cudowna!

Nastolatka czasami przemyca też jakieś aktualne kawałki.
Próbowała przekonać mnie do Beyoncé i niebawem ma przynieść Lemonade,
bo musicie wiedzieć, że mnie to ominęło.
To znaczy, ja ominęłam tę płytę i jej nie znam.

W wieku Nastolatki wiele bym dała, żeby znać dzisiejszą siebie.
No ale, jak to mawia MotownLover, może właśnie znałam i dzięki temu jestem dziś tu gdzie jestem,
a jest to próg mojej firmy producenckiej - może jeszcze nie wytwórni, ale czegoś, co tam zmierza.
Pretty amazing.

Baduizm wyszedł 21 lat temu i na zawsze zmienił nasze życia.



W wakacje Nastolatka i ja planujemy mały wypad do LeParisiena aka LeTrueParisien.
Ona już założyła skarbonkę i ja chyba też powinnam...

poniedziałek, 12 lutego 2018

Brudnopis

Bodajże w 1994-tym roku Homegirl kupiła mi wielki notes, którego zaczęłam używać jako brudnopisu. Przypomniał mi się ten notes, kiedy siedziałam sama przed kominkiem i w końcu mogłam podkręcić muzykę, bo towarzystwo poszło na spacer.
Zniosłam z poddasza.


Co my tam mamy?
Na przykład wypracowanie o Rondônii - na geografię,
napisany przeze mnie w pocie czoła program komputerowy - na informatykę,
opowiadanie erotyczne, które napisałam dla Homegirl w czeluściach lat 90-tych,
a także wzory usprawiedliwień moich nieobecności na lekcjach, które dawałam do podpisania swojej mamie, przy czym opowiadania erotyczne i nieobecności raczej mocno zbiegały się w czasie.

Ale w styczniu 2013-tego roku napisałam:

"Das Wesen des Künstlers besteht nicht etwa in den Werken, die er hervorbringt. Diese sind vielmehr ein Nebenprodukt seiner selbst. Was den Künstler von dem Nicht-Künstler unterscheidet, sind die Gabe und der Drang, Dinge zu sehen, die andere nicht bemerken. [...]
Ein immanenter Bestandteil des Künstlerdaseins ist die Distanz. Das Objekt seiner Betrachtung - seine Umgebung - darf per se nicht Teil seiner selbst sein. Auf diese Weise ist der Künstler jemand, der außen vor bleibt. Er ist ein Outsider. Seine Auffassungsgabe, sein Scharfsinn und seine alles überschreiende Identität lassen ihn dort stehen bleiben, wo die Masse fließt. Meistens bedeutet das schmerzvolle Einsamkeit, doch es gibt glückliche Ausnahmen."

Piszecie?
Przyda się kiedyś.

A tak poza tym to jakie plany na ten tydzień?




Eternally yours
NastySis

niedziela, 11 lutego 2018

Wysłuchane Modlitwy

Geez...
Wybaczcie, ale mam zlasowany mózg.
Nic nie wymyśliłam.
Leżałam jak zwłoki na fotelu przed kominkiem.
Truman Capote mnie wykończył.

Skapitulowałam po 105-ciu stronach narkotyków, alkoholu i płatnego seksu we wszystkich konstelacjach i na wszystkich kontynentach. To jednak straszna nuda jest.

- Aber Olga, ich dachte das ist jetzt dein Thema...
- Good point.
Aber nicht so.
Nicht so...

Sorry, Truman.
Opowiadania piszesz genialne, ale żeś się chłopcze zatracił w swojej degrengoladzie.
Do tego katastrofalne tłumaczenie.
Tak się cieszyłam z tej książki, a tu taki mielony kotlet.
Żeby nie powiedzieć
jełop i oblech...

No to tej książki nie polecam.



Ale Waginę i owszem.
Justi czyta.

sobota, 10 lutego 2018

L'ascenseur pour...

Windą na szafot czy windą do nieba?

Na pewno ta pierwsza opcja jest ciekawsza muzycznie.
Zupełnie niepostrzeżenie znalazłam się w miejscu swojego życia,
w którym planuję budżet produkcji teledysków,
a nawet spotykam się z właścicielem firmy produkcyjnej.

I coraz więcej wiem i widzę na temat tej całej muzycznej kuchni,
a nawet mam ją u siebie w salonie.

Jak wypromować zespół muzyczny?
Oto moje pytanie na 2018 rok.

I tak to jest, że czasami spektakularne rzeczy powstają w zupełnie niespektakularnych warunkach, jak taka mała wioska na Mazurach. Chociaż, nie powiem, cenię sobie Wasze relacje ze świata.
O, piękni mężczyźni...





Próbowałam, ale nie udało mi się wstawić tu filmiku z naszego wieczoru przy kominku, kiedy Holger gra na hang. Szkoda, bo to było bardzo piękne. Chyba musicie sami przyjechać na koncert po prostu.

czwartek, 8 lutego 2018

Tymczasem w parlamencie...

No cóż, to są reprezentanci naszego społeczeństwa.
Społeczeństwo jakie mamy, każdy widzi.

A państwo teraz mamy à la Wołodyjowski - wysadzimy wszystko w powietrze...



Śniadanie przekształciło się w obiad, a potem wszyscy zalegli gdzieś z książkami.
Ja na przykład z wielce pouczająca lekturą "Czego nas uczy Radio Maryja", czyli raportem z badań socjologicznych pod kierownictwem profesora Ireneusza Krzemińskiego.
Kiedyś jednak człowiek ma dość tej polskiej megalomanii ("gdyby Amerykanie w Bagdadzie zastosowali NASZĄ taktykę z Powstania Warszawskiego..."), więc na paluszkach zakradłam się do korytarza, gdzie leżały nierozpakowane prezenty. JuHo przyjechali samochodem, you know.

Efekt był mniej więcej taki, jak na tym filmie.
Holly dropped the bomb!
 

To było tak, że podczas mojej przedświątecznej wizyty w gimnazjum temat Jezusa w końcu znudził towarzystwo płci męskiej i chłopcy zaczęli mnie pytać o politykę. Tu plus za zainteresowanie. To są czternastolatkowie i ewidentnie powtarzają sekwencje zasłyszane w domu. Podejrzewam jednak, że sympatia do Korwina-Mikkego to już może być ich własna inwencja twórcza. Ok, to był czternastolatek. Poradziłam sobie, chłopiec zaniemówił, ale dało mi to do myślenia. Podzieliłam się tym z Hollym, na co On, że skompletuje mi pakiet na takich gagatków negujących wartość naszego członkostwa w UE. No i voilà!

#Itssoamazingtobeloved
<3

Danke!!!

PS A LaMamma była w Wiedniu i...

środa, 7 lutego 2018

I did it!

W końcu to zrobiłam.

Zostawiłam samochód na parkingu sądowym (otwarty do 16-tej),
poszłam do Magdy podpisywać dokumenty,
co bardzo długo trwało,
wróciłam o godzinie 16.31.
Parking był zamknięty.

Bang, Koniczek!

To musiało kiedyś nastąpić i długo się na to zanosiło,
ale...
przetestowałam swoją pozycję społeczną na mieście.
Działa.

Kiedy już się wygrzebiemy ze śniadań i rozmów,
to dziś wyślę wszystko do sądu rejonowego w Olsztynie,
a dokładnie do pani przewodniczącej wydziału, sędzi Wiśniewskiej.



Bo musicie wiedzieć, że przez niespełna tydzień są u nas Skrzypaczka i Jej mąż perkusista.
Może uda mi się coś nagrać dla Was.

wtorek, 6 lutego 2018

Never lost one minute of sleepin'

Worryin' 'bout the way things might have been.

Dziś o 14-tej kompletujemy resztę dokumentacji do fundacji.
And I be like:



Być może dlatego, a może wcale nie, obudziłam się dziś o piątej i nie było mowy o spaniu.
O szóstej zeszłam na dół - było jeszcze ciemno - zaparzyłam kawę.
Kiedy piliśmy ją w łóżku, zobaczyłam, że miałam rację z tym przednówkiem,
bo z nieba leniwie spadały już płatki śniegu.







poniedziałek, 5 lutego 2018

Przednówek


Przednówek to czas, kiedy na śniadanie piję co najmniej pół litra świeżego soku z owoców i warzyw po to tylko, żeby za chwilę znowu zasnąć i zaglądać w siebie.
To czas, kiedy o 16-tej słońce jeszcze nie zaszło, a ja wracam z lasu,
gdzie klangor żurawi odbija się od nagich brzóz,
a lis postrzeżenie przemyka przez młodnik.

Przednówek to taki czas, kiedy czuć już wiosnę,
ale nadziei tej towarzyszy świadomość, że jeszcze pięć razy może nas zasypać,
a temperatura w lutym spokojnie może spaść do -30.

To zawieszenie pomiędzy katabolizmem a anabolizmem,
co zresztą żywe w naszej chrześcijańskiej kulturze, bo na ten czas przypada post.

Przednówek w końcu to taki nauczyciel uważności i umiłowania życia.
Już nie ma świąt, ale jeszcze nie ma wiosny.
I długo nie będzie.
Północna Polska jest w takiej strefie klimatycznej,
że mamy te cztery miesiące ciemności i błota.
Taka jest nasza rzeczywistość.
To jedna trzecia roku.
Zamiast odliczać dni do wiosny, do weekendu, do świąt, do wyjazdu w ciepłe kraje,
można po prostu pobyć w tym co jest.
W tym błocie.

Odliczanie dni do czegoś tam to w końcu też odliczanie dni do śmierci.
Dlaczego to robisz?
Źle Ci w tym, co jest?
Dlaczego?
Dlaczego urządzasz swoje cenne życie w taki sposób, że musisz odliczać dni, jakie Ci zostały?



Nie, niczego nie musisz.
Wybierasz to.
Dlaczego?

niedziela, 4 lutego 2018

Melt Away


 
"Twoim zadaniem nie jest szukanie miłości,
ale jedynie szukanie i znalezienie przeszkód w sobie,
które zbudowałeś przeciw niej."

Rumi



I dlatego już wcale mi nie wychodzi ta samotność.
Na przykład przedwczoraj smażę boczniaki, patrzę,
a tam wielka postać przed bramką.
I macha do mnie.
Przyglądam się i ....niemożliwe!
Czternastoletni Sindbad, który mierzy już prawie 1,90 m, przyszedł na spacer ze swoją półtoraroczną siostrą - w wózku. Nie no, tego już było za wiele.
Cuteness overload!
Nie wiadomo, kto słodszy - Ona śpiąca, czy On z tym wózkiem cały uśmiechnięty:
- Cześć Ciocia!
Zaraz przyjedzie Krystian i pogramy na konsoli,
a ja może zaproszę taką jedną koleżankę na walentynki -
wyrzucił z siebie od razu najgorętsze njusy.


Po południu przyjechał jeszcze raz i robiliśmy frytki.

Wczoraj pobudka i już stos wiadomości w telefonie -
rodzina Sindbada robi faworki od rana.
Wiadomo, oni nie śpią bo małe dziecko w domu.
No to fura tych faworków na zdjęciach
i zapewne Sindbad przyleciałby na dywanie,
żeby się podzielić,
no ale ja nie mogę tego jeść.


Potem wieczór, dzwoni HaloHala, że jest towar.
Towar wielce pożądany - kartofle od Władka z Lubajn.
Jedyne takie na frytki. Sprawdziłam.
Że J. mi zaraz przywiezie pół worka.
Co miałam wybrzydzać, że chcę być sama?
Za pół godziny byli - J. & his girlfriend,
a że akurat miałam cały gar fasoli z topinamburem,
to żeśmy dorobili frytek i tak siedzieliśmy w kuchni.
Wszystko było pyszne.

Dziś ostatni dzień mojej samotności i poddaję się...
Już trudno.
Zapraszam.
Mam dużo fasoli z topinamburem
i pół worka kartofli od Władka.
Z Lubajn.


A jutro wieczorem to już Pidżej w Durągu i pełen samochód kuzynek + mała Mari.

sobota, 3 lutego 2018

Samotność

- Zobaczysz! Kiedy tylko zacznie ci być tak dobrze ze sobą, że będziesz się w tym rozpływała, pojawi się mężczyzna. I to będzie test.
- Nie ma mowy. Żadnych mężczyzn!
Jest mi tak dobrze, że nie ma tu już miejsca....

Ups...

I tak właśnie było.
Chciał masować mi stopy.
Nie zgodziłam się.
Powiedziałam mu:
"I was blessed with a body of the Goddesses
Have you any idea how hard this is?"
Nie miał pojęcia,
ale potraktował mnie z należytym szacunkiem,
co tylko zadziałało na Jego korzyść.

No i trzeba było wypracować jakieś nowe wzorce.
Wcześniej bowiem skontaktowałam się już z MrocznąDziewczynką
i wiedziałam, kim Ona jest.

Jak dziś patrzę wstecz na te lata 80-te, to myślę że to niepojęte.
Dzieci to przybysze z kosmosu,
którzy już SĄ. To nie jest tak, że rodzice je sobie ulepią jak plastelinę.
Tak jak w pestce słonecznika jest zawarta informacja o kwiecie,
tak i w nas już wszystko jest,
a tak zwani dorośli mają za zadanie podlewać, chronić i wspierać.
No i - oczywiście - w porę zrozumieć co to za roślinka.
Nie wszystkie wymagają takie samej opieki.

Gdybym wtedy znała przekleństwa,
to rano w łóżku na piętrze myślałabym
- Ja pierdolę. Znowu ten zaśpiew.
Znowu to pajacowanie, te kokardy, te sukienusie.
Give me a break.

No ale nie znałam i byłam grzeczną dziewczynką,
więc tylko chowałam się pod kołdrę,
kiedy babcia szła po schodach ze śpiewem na ustach
- Oleńkoooooo! Dzień dobryyyyy!

I już mi się chciało rzygać.

To były sekundy pełne grozy.
Jak ostatnie chwile przed ścięciem.
To były te jedyne sekundy, kiedy nikt nie przeszkadzał mi w byciu sobą.

- No co masz taką minę?
Uśmiechnij się ładnie.
O tak, zobacz, tak ułóż usteczka ładnie.

Nie zrozumcie mnie źle.
Ja wiem, że babcia chciała dobrze,
że było w tym dużo miłości.
Babcia mnie bardzo kochała. Ja wiem.
Tylko że ja chciałam siedzieć w ciszy
i zachowanie babci budziło we mnie potworny bunt i agresję.
Im bardziej babcia śpiewała,
tym bardziej ja byłam wściekła,
co przecież było surowo zabronione.
Grzeczne dziewczynki nie mają w swoim repertuarze takich emocji.

I to, Panie, Panowie, wreszcie ogarnęłam w trakcie moich miesięcy singielki.
Ja chcę siedzieć w ciszy.
Ewentualnie przy bardzo głośnej muzyce, owszem, ale bez gadania.

No i gdzie to ja byłam?
Aha. Zmierzałam do tego, że od środy do poniedziałku jestem sama na Pałacach
i jest boskoooooooooooo.....
Od razu coś napisałam.


piątek, 2 lutego 2018

Splot

We wtorek wyszłam od notariuszki i pomyślałam - no, a teraz kogoś tu spotkam.
Przeszłam kilkadziesiąt kroków i przed prokuraturą okręgową ujrzałam swojego ulubionego operatora, z którym nie jeden materiał nagrałam. Ba! Kiedyś wspólnie wmanewrowaliśmy panią Krysię Czamajłową do głównego wydania Faktów - jak trzepała pierzyny na majówkę.
Porozmawialiśmy chwilę o ostatnim filmie, pod który podkładałam głos, porozmawialiśmy o tym i o tamtym i rozeszliśmy się. - Co ma oznaczać to dziwne spotkanie? Dlaczego Go teraz spotkałam przed tą prokuraturą, gdzie wtedy po grube teczki mafijne jeździłam? No nic. Nie wszystko musi mieć sens. Ot, spotkanie starego życia z nowym.

W środę prawie automatycznie skasowałam maila adresowanego jakby do tego starego życia właśnie, ale coś mnie tknęło i zamyśliłam się. To mój ulubiony klient z USA, dla którego też nie jeden materiał nagrałam. Nawet tu na blogu kiedyś było. Prosili o update danych i języków oraz sprzętu technicznego do nagrań. Przypomniałam sobie Operatora, który mi przecież swego czasu polecał studia nagrań w Ostródzie i w Olsztynie. No i wypełniłam tę ankietę.
Jak być otwartą, to być otwartą i słuchać znaków zewsząd.

No to zobaczmy co z tego będzie.
W końcu w domu są pomieszczenia przewidziane na ciemnię i studio nagrań!
Taki był plan kiedyś.


Prokuratura Okręgowa jest naprzeciwko Centrum Polsko-Francuskiego, więc oczywiście, że wstąpiłam obejrzeć wystawiane tam zdjęcia Siostry!



czwartek, 1 lutego 2018

Beyond religion

Jestem przekonana, że każda osoba jest zupełnie wyjątkowa i przychodzi na świat z jakimś darem, który może uczynić ten świat lepszym. Albo i setką takich darów.
Uważam też, że ta prawda jest przed nami skrzętnie ukrywana.
Łatwiej zarządzać ludźmi, którzy boją się i czują wstyd - chociażby w rodzinie łatwiej jest zarządzać taki małymi zastraszonymi, zawstydzanymi ludźmi, prawda?

"Nie rób tak, bo przyjdzie Baba Jaga!"
"Nie wstyd ci?! Duży już jesteś, a taki mazgaj z ciebie."
"Zobacz, jak ta pani się z ciebie śmieje!"
"Jak ty wyglądasz?? Jak ty się znowu wystroiłaś?"

Znamy to. Wszyscy to znamy.

Żyjąc w takiej skorupie trudno jest poczuć, co tam jest w środku,
czego chcę, kim jestem. A jestem kimś bardzo wyjątkowym.
Wszyscy jesteśmy!
A może ktoś karał Cię za to, kim jesteś?
Może to było przedmiotem ostrej krytyki?
Ach...

Później jesteś święcie przekonana, że jesteś wariatką.
Następnie, jak już tak jesteś przekonana, to zaczynasz to akceptować.
No trudno, jestem wariatką.
Twoje najbliższe otoczenie to sugeruje, zatem to musi być prawda.
I co teraz?

I teraz zaczyna się zabawa.

Kiedy w maju 2016 roku, w hali Torwar, pozwoliłam sobie zwariować,
wszystko poszło bardzo szybko. Użyłabym nawet słowa "popłynęło".
Najważniejsze było to, że wtedy zaczęli pojawiać się ludzie, którym do głowy by nie przyszło tak o mnie powiedzieć. Wręcz przeciwnie! Oni byli zachwyceni tym, co ktoś inny tak bardzo krytykował.
Wow!
Wolno mi być sobą, a na świecie, wśród tych siedmiu miliardów, są ludzie, którzy mają podobnie.



Tak, wiem już, komu to się nie spodoba.
Za dużo tej miłości, tego wszechświata, blablablabla...

Uśmiecham się i mówię tylko tyle: say yes, baby!
To było właśnie w lipcu.
W lipcu poczułam się
sick and tired
of being sick and tired.
Wtedy jeszcze nie umiałam tego tak nazwać.