Seriously?!
Nikt nie wie jak do tego doszło, ale wylądowałyśmy tam,
gdzie
czterdziestoletnie kotki
noszą się à la baleron i
z delikatnie użądlonymi wargami
fotografują swoje jedzenie, po czym
przez bite pół godziny gmerają w telefonach nie zamieniając słowa.
Brunatny Ludwiś gustownie czeka na blacie w wystawie.
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby było tam tak pusto.
Nawet wtedy, gdy dawno temu z Germańskim Składem byłyśmy tam na śniadaniu
i nikt jeszcze nie mówił o Charlotte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz