piątek, 12 czerwca 2015

Zabiorę Cię do ludzi...

6 czerwca, na spontanie, podjechaliśmy rowerami na dworzec w St. Jabłonkach, zapakowaliśmy się z nimi do pociągu i po trzydziestu minutach byliśmy już w nowo powstałej (bo zrewitalizowanej) dzielnicy Olsztyna - byłych pruskich koszarach niedaleko jeziora Długiego.
Olsztyn pięknieje z roku na rok, a ostatnio dużo się dzieje wokół jezior. Tylko 3 km od starego miasta jest już okazały las miejski z jeziorem Długim właśnie i meandrującą Łyną. Wysokie drzewa, kajaki - przypomniał mi się Spreewald.



Nad jeziorem Ukiel MMM koniecznie chciał chillować z lampką wina. Usiedliśmy więc na tarasie nowego czterogwiazdkowego hotelu. Manager restauracji zagłuszał dochodzące z sitowia odgłosy ptaków muzą z zamontowanych na zewnątrz głośników oraz - ku pogłębieniu efektu - soundcheckiem weselnej kapeli: "Już mi niosą suknię z welonem..." Miało to chyba wzmocnić panującą tam atmosferę ekscesywnego czilałtu przy szampanie, bruszczettach i czianti.



Niestety na wycieczkę rowerową MMM nie założył swoich klapek chanel za 500 zł, a ja nie zabrałam swojego Ludwisia Wujtona ze stylowo wypalonymi dziurami. No i nikt na nas nawet nie spojrzał. Zapakowaliśmy swoje zabawki i pojechaliśmy szukać szczęścia wśród gawiedzi na drugim brzegu. O dziwo jest tam fajna, nowiutka hipsternia z obowiązkowymi fotelami z europalet. Robią własną lemoniadę, dają całkiem dobre wino, gofry i fryty. Jest piękny widok na jezioro no i jest luzacki bounce. MMM wytrzymał tam 10 minut, po czym ogłosił, że zaraz zwymiotuje. Na tym skończyła się moja wycieczka do cywilizacji i pojechaliśmy z powrotem do lasów.

 Nie zapominajcie: these are the good old days!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz