sobota, 26 września 2015

Dzień dobry!!!

j

Tak, tak, było wczoraj grane. Oprócz tego też m.in. W grocie króla i uwertura do Nabucco.

O 21.13 jeszcze stałam w beznadziejnym korku przy Rondzie De Gaulle'a, kiedy zajechał mi drogę 523, destination: Konwiktorska, a Sixto zaśpiewał "Just a song we shared I'll hear". Pierwsze nieśmiałe krople pojawiły się na przedniej szybie, lecz nie miałam głowy do rozklejania się i odłożyłam to na bok. Minąwszy rozbebeszonego Smyka, zmieniając pasy i slalomem objeżdżając taksówki wypluwające rzesze lachonów przy Mazowieckiej, objechałam cały gmach opery i cudem znalazłam jedno wolne miejsce pod blokiem Maszynistki Jot. Trochę "Zakonnica Style", jeśli kojarzycie Żandarma.

Po koncercie te pojedyncze krople z Ronda de Gaulle'a zamieniły się w koncertową ulewę.
Kiedy dostojnym krokiem doszłam już do samochodu, moja twarz przypominała Heatha Ledgera w jego popisowej roli.
Why so serious?
To w końcu Szalone Dni Muzyki!


Zaraz jadę tam znów i będę tam do wieczora.
Za każdym razem dziwię się, jak ja wytrzymuję cały rok bez tego festiwalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz