wtorek, 19 stycznia 2016

Alchemik

W 2009 roku zaproponowali mi kierowanie jakimś działem w EurActiv w Brux.
Od 2005 r. konsekwentnie właśnie do tego dążyłam, a kiedy to nastąpiło, ja poczułam zew wioski.
Z perspektywy przeszklonych elewacji Kaprysu Bogów to się wydawało naprawdę bez sensu i ludzie tam pukali się w czoło, kiedy odmówiłam. To było jednak tak silne, że posłuchałam i zostawiłam tę Brusię, na którą tak ciężko pracowałam latami.

Później, w Wawie, były miesiące dziadowania, miesiące zdobywania nowych terenów i lata hardkoru pracy po kilkanaście godzin dziennie, co skończyło się wiadomo czym.

A potem cały ten czas się skondensował, wszystko przyspieszyło, nastąpił wybuch i teraz jest to z okna:




No, istny Paulo Coelho!


(A po drodze, na miętowej kanapie, tłumaczyłam im przetarg na modernizację tych przeszklonych elewacji.)

WiejskiWieszcz nie od dziś prawi: wszystkie odpowiedzi są w nas, ale najpierw trzeba siebie dopuścić do głosu.
 
Ain't going nowhere, baby!

 Mam ją! Listonosz przywiózł "całą szałową".

Gumofilce mam, łopatę do odśnieżania też i widoki nieziemskie, gdy słońce wstaje za silosem.


Industrialny romantyzm/romantyczny industrial

PS.  I teraz szczerze - czy ktokolwiek wyobraża sobie mnie kierującą jakimś działem gdziekolwiek, gdzie trzeba przychodzić o określonej godzinie i gdzie nie ma za oknem zwierząt ani lasu?! C'mon! Kiepski żart.... Co ja miałam za dziwne pomysły na siebie 10 lat temu?  
Jeszcze sama do siebie nie dorosłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz