Od 2005 r. konsekwentnie właśnie do tego dążyłam, a kiedy to nastąpiło, ja poczułam zew wioski.
Z perspektywy przeszklonych elewacji Kaprysu Bogów to się wydawało naprawdę bez sensu i ludzie tam pukali się w czoło, kiedy odmówiłam. To było jednak tak silne, że posłuchałam i zostawiłam tę Brusię, na którą tak ciężko pracowałam latami.
Później, w Wawie, były miesiące dziadowania, miesiące zdobywania nowych terenów i lata hardkoru pracy po kilkanaście godzin dziennie, co skończyło się wiadomo czym.
A potem cały ten czas się skondensował, wszystko przyspieszyło, nastąpił wybuch i teraz jest to z okna:
No, istny Paulo Coelho!
(A po drodze, na miętowej kanapie, tłumaczyłam im przetarg na modernizację tych przeszklonych elewacji.)
WiejskiWieszcz nie od dziś prawi: wszystkie odpowiedzi są w nas, ale najpierw trzeba siebie dopuścić do głosu.
Ain't going nowhere, baby!
Mam ją! Listonosz przywiózł "całą szałową".
Gumofilce mam, łopatę do odśnieżania też i widoki nieziemskie, gdy słońce wstaje za silosem.
Industrialny romantyzm/romantyczny industrial
PS. I teraz szczerze - czy ktokolwiek wyobraża sobie mnie kierującą jakimś działem gdziekolwiek, gdzie trzeba przychodzić o określonej godzinie i gdzie nie ma za oknem zwierząt ani lasu?! C'mon! Kiepski żart.... Co ja miałam za dziwne pomysły na siebie 10 lat temu?
Jeszcze sama do siebie nie dorosłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz