a Mariusz powiedział to, co mówi Agussiek,
zatem wklejam, bo Żona czeka.
Bierzcie i śmiejcie się z tego wszyscy.
Zadanie domowe polegało na opisaniu osoby.
Wybrałam kogoś z Pudla.
To jest zupełny debiut,
a już na pewno - w języku polskim.
To jest niewiarygodne, że piszę takie rzeczy w języku polskim,
ale to się dzieje,
a ja nawet już nie mam koszmarów z tym związanych.
Co więcej, 24.04. będę czytała (inny tekst) przed publicznością z wojewódzkiego miasta O.
Olsztyński Literacki Miesięcznik Mówiony.
Już zgłosiłam tekst.
Żywioł.
Viel Spaß!
Na mecz polo wybrała letnią sukienką w kolorze kości słoniowej.
Przewiewny materiał na jej filigranowym, zgrabnym ciele układał się w literę x
albo - kto woli - w smukłą klepsydrę, jakiej przedszkolaki używają przy myciu
zębów. Koronkowa spódnica ledwie zakrywała trzy czwarte jej opalonych ud o
obwodzie niewiele większym niż bicepsy, które to – wraz z ramionami –
odsłaniała kopertowa góra sukienki. Dzięki licznym zaszewkom przylegała ona tak
blisko ciała, że z każdym oddechem groziła eksplozją zawartości, której
objętość była groteskowo nieproporcjonalna do reszty ciała tej drobnej
tlenionej blondynki. Niemniej jednak, skromny dekolt w kształcie łódki zakrywał
wszystko z obojczykami włącznie. Piętnastocentymetrowe szpilki na koturnie
wykonane były z materiału imitującego skórę węża, a na ich zaokrąglonych
czubkach odbywała się erupcja koronek, falban i tiulu – zupełnie, jakby
nieszczęśnik przed swoją śmiercią na ołtarzu mody wypluł resztki po spożytej
wcześniej sówce. Cienkie a niebotycznie wysokie obcasy były delikatnie utytłane
w glebie, tu i ówdzie okraszonej źdźbłami wściekłozielonej trawy. To one
właśnie – obcasy, a nie resztki trawy – odpowiadały za strzelistość sylwetki
jasnowłosej oraz niekontrolowane skoki adrenaliny jej rozmówców. Wymuszały
bowiem odpowiednią postawę usztywniającą łydki i wypychającą jej świeże
atrybuty ku interlokutorowi, na którego spoglądała ogromnymi, krągłymi oczami
bohaterki mangghi. Ich błękit odnajdował swoje odbicie w filuternym toczku. Ten,
usadowiony po lewej stronie przedziałka, przypominał wypluwkę z zimorodków lub
kukułcze gniazdo utkane z chabrów zza miedzy. Z udrapowanych fałd materiału wystawały
dwa piórka – jedno prężnie sterczące, drugie nieco przywiędłe. Lekko zmęczone
częstym farbowaniem włosy opadały w strąkach na ramiona i spoczywały na
wisienkach torcików najlepszego chirurga w mieście. Tak, ozdoba włosów była
jedynym kolorowym akcentem w tej stonowanej stylizacji. Dzisiaj nawet
zrezygnowała ze szminki. Wydatne usta sprawiały wrażenie ukąszonych i - wobec
braku bardziej profesjonalnych środków na boisku do gry w polo - doraźnie
opatrzonych smalcem z bufetu.
Stojąc na tymczasowej, zbitej z nieheblowanych desek sosnowych podłodze
nerwowo skanowała towarzystwo. Kto się odważy? Komu owinie się wokół szyi i kogo
poddusi jak cytrynkę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz