sobota, 19 sierpnia 2017

Bez planu



Gość w dom, Bóg w dom,
ale jeśli Gość także wyznaje - nomen omen - staropolską maksymę
Klappe halten vor dem ersten Kaffee,
to naprawdę jesteśmy w domu.


 
Dlatego dzień bez planu wygląda tak,
że zaczynamy od festiwalu zachowań asocjalnych
(z niemiecka: fortgeschrittenes Eigenbrötlertum),
czyli zajęć w podgrupach, kiedy mniej więcej do jedenastej nikt się do nikogo nie odzywa.
Yeah!
Potem ja przez godzinę smażę naleśniki,
a przez kolejną godzinę jemy je w towarzystwie os:


Później można zacząć się zbierać, bo akurat nastał upał.
Pada na pomost 001, bo woda tam ciepła i można skakać albo popłynąć hen za trzciny.
Na pomoście pustki, ScoobyDoo tylko wpadł na chwilę, ale co do zasady nie ma już baru ani frytek.
Life goes on, jak mawiał Pac...


Tutaj telefon.
Głos męski: "Dzień dobry, tu .... Jestem przewodniczącym oddziału KODu w ... i chciałem Panią poinformować, że my też zbieramy podpisy."
"Zbiera pan podpisy w ramach Ratujmy Kobiety?
To ja już widnieję na stronie? Skąd ma pan mój numer?"
"Tak, jest pani wymieniona jako koordynatorka regionalna dla Ostródy."
No i nie ma odwrotu.
W przyszłym tygodniu rajd po Wiosce robię z listą i wydrukiem projektu ustawy.
"To w KODzie mężczyźni zbierają podpisy pod tym projektem?!
Cudownie. Pozdrawiam mężczyzn! Do usłyszenia."

Później restauracja nad rzeką, ale byliśmy tak głodni, że zdjęć brak.
Zapewniamy jednak, że żyleta była jedzona.
A wieczorem...
wieczorem, prosto z restauracji podeszliśmy w magiczne miejsce zwane
na Pawlaka (stąd pozdrowienia do Ox):



Boso podeszliśmy:


Yeah, baby, I ike it raaaaw... 


Przy czym Delta zasługuje na odrębny wpis.

 Jak głosi inne staropolskie przysłowie:
You don't have to move my mountain,
just give me the strength to climb.
Got it.
Dzięki.


Żarłoczne komary,
azjatyckie killer bees
i szalone, przeogromne szerszenie, które muszę wynosić ze spaceshipu - 
ot wieczór jak każdy inny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz