piątek, 17 lutego 2017

Una mattina/Krautheim

Dla Ciebie, W. 
Może też Ci się będzie tak dobrze do tego pracowało, jak mnie.



"Co słychać?"
"A, omlet smażę.
Na wiosce jestem."
"Na wiosce?
To nie w pracy?"
"W pracy?"
"No, czy tłumaczysz?"
"Aaaa, w pracy to ja mogę być zawsze
i mogę nie być."

Pisząc wpis o Michaelu Claytonie nie myślałam,
że za dwa dni zgłosi się klient na miarę prototypu.
Wieloryb międzynarodowej finansjery and all.

W takich okolicznościach,
gdy zagadnienie ambitne a fascynujące,
a termin szalenie krótki,
najpierw bezwzględnie trzeba zadbać o siebie,
bo w innym wypadku niechybnie się na sobie zemszczę.
Been there, done that.
Auto-zemsta big style!

I nawet jeśli miałabym wstać o piątej,
to swoje dwie godziny ze sobą muszę mieć
i proszę się do mnie nie odzywać,
a już na pewno przed południem do mnie nie przychodzić,
bo
od dzieciaka to miałem i to dalej mam.
Innymi słowy:


 Dzięki, Holly. Du hast es erfasst.



 Jest już całkiem ciepło.
Jakieś - 1.
U Was tam jakieś tropikalne temperatury, już słyszałam.


Tu jeszcze opcja na patrz trochę szerzej:


Na poddaszu, w pokoju "U Ani" przewalał się MMM,
więc ja Mu to:


A On mi to, zdolna bestia:


A ciasteczka od HalliHalloHali podałam na talerzykach
z bawarskiej manufaktury Krautheim.
Nomen omen,
bo dziś kapustę będę kisić.
From CrystalPalace to Krautheim,
cóż za degradacja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz