Jeśli na kongresie naukowym dostajesz sms’a od Sołtysa, że jest zebranie w sprawie środków unijnych, a następnie – nadal na kongresie – musisz odrzucić jego próbę połączenia;
jeśli na Wiosce konie sforsowały elektropastucha i przybiegły szukać cię
pod twoim domem,
a twój Najulubieńszy wypatruje cię w kuchni, to są to niechybne znaki, że Wioska woła i że
keep it real, Koniczek.
To była jedna z najpiękniejszych wiadomości ever!
Prawie się tam popłakałam na tym wykładzie.
Wobec jakże gwałtownego spadku dostępu do świeżej adrenaliny już w
pociągu mogłam się zarazić od Aguśka, co też być może uczyniłam, ale nie
byłabym sobą, gdybym wcześniej – z nowo poznaną Archiwistką – nie wymyśliła
projektu współpracy uniwersytetów Nadodrzańskiego i Nadłyńskiego.
Chwilę później, MS zostawiła mnie na
Konwaliowej wskazując na
wannę,
świeczki,
melisę,
łóżko,
numer do susharni z dowozem.
„Będę około szóstej. Pa!”
Trzy tygodnie w trzech krajach jednak wymagają nie lada kondycji i siły
fizycznej,
ale z pomocą przyjechał kurier:
bo zrzuciwszy z siebie ubrania spałam tak,ale z pomocą przyjechał kurier:
jak tylko po opiatach potrafię,
aż obudził mnie sen,
w którym wraz ze Współwieśniakiem tańczyłam do tej piosenki popijając piwo z puszki,
czego nigdy w życiu nie robiłam,
co sen podwójnie czyni opiatowym:
Tako uczy StarszaSiostra
I got the remedy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz