niedziela, 19 marca 2017

Wonderland

"Konnichi wa, Koniczek!!!"
Nie minęło pięć minut,
a dołączyła do nas DziarskaRudowłosa - wyjątkowo nie przez okno.
"Ich hab' dich schon gesehen" i wbiegła do domu.
Sześcioletnia DziarskaRudowłosa eksploatuje moją osobę jako kopalnię fascynujących,
okołokobiecych gadżetów:
długie włosy,
kolczyki,
szminki i konturówki,
spinki i opaski,
naszyjniki,
płaszcze,
kolorowe paznokcie,
dłuuuuugie rękawiczki:
"Czy ty jesteś treserką sokołów?"
"Nie. A te rękawice są zbyt cienkie. Nie nadają się do sokołów."
"Aha. To może do papug."

Umysł jak brzytwa.


 


"Ihr müsst unbedingt das Schrottlabor sehen!"
Laboratorium złomu.
U mnie na Wiosce to się nazywało bawionka.






Następnego ranka - cała Klappe halten vor dem ersten Kaffee - samotnie popijałam kawę w łóżku z widokiem na mgłę i już, zdegustowana żartem niskich lotów, miałam powiedzieć, żeby się tu nie wygłupiać i mi nie robić podchodów do sypialni, gdy zorientowałam się, że to nie Hol.
W drzwiach stała DziarskaRudowłosa w różowej pidżamce z zebrą.
Przyszła na nielegalu potajemnym przejściem na strychu,
bo trzeba było:
- się przytulić;
- sprawdzić, jaki mam kolor oczu ("też brązowy, ale ciemniejszy");
- sprawdzić, jaki mam lakier na paznokciach u stóp (Dior Wonderland 575);
- sprawdzić, jaką mam pidżamkę
(zgoła inną niż różowa z zebrą; YoJo: pamiętasz, co mi pokazywałaś w czwartek? W Intimissimi mają z czarnego jedwabiu. Absolut lecker!).

<3

A już zaraz - Justi&Holi, ThePimp "und ein paar andere Zdrowe Wieśniaki".
Mieszaliśmy chutney do północy.



BrownSugar
(ale też chilli, mango, Salz und Pfeffer)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz