sobota, 26 marca 2016

Lans na kilometry

Po wielomiesięcznym dziadingu mentalno-fizycznym
błoto wyschło.

Chciałam się przebiec gdzieś tak tylko do skrzyżowania.
Włączyłam playlistę i ruszyłam,
ale playlista była wybitnie dyskomularska
(LubieżnyDerulo niezmiennie wprawia mnie w szalony nastrój),
a słońce - już bardzo nisko,
więc nawet nie zdążyłam podkręcić wewnętrznego Pidżeja
("Jedziemy, jedziemy, jedziemy!" "Dajesz!" "Baw się z nami!"),
a już byłam nad Głęboczkiem.
How TF did that happen so fast?

Otóż:
odstaw mięso, gluten, pszenicę, nabiał krowi, cukier.
Włącz avocado, kaszę jaglaną, soki owocowo-warzywne na śniadanie, orzechy, buraki, kiszonki i mnóstwo innych owoców i warzyw wraz z dobrymi przyprawami.

Nie mieszaj białka z węglami (złożonymi - zapomniałam dodać)!
Lepiej nie jedz żadnego pieczywa. To tylko przetworzona, niemalże bezwartościowa papa.

Suple? Chyba tylko spirulina (białko, baby!).
Więcej odradzam na własną rękę, jeśli nie masz zaufanej wiedźmy na podorędziu.

Ja wiem, że to wbrew tradycyjnym zasadom dietetyki.
Ja wiem, ale my wszyscy także wiemy, z czego mnie ta dieta wyciągnęła,
więc
zaufaj mi,

a kondycję i kaloryfer dostaniesz w gratisie.
Wtedy ćwiczenia wyłącznie dla przyjemności -
ogromnej przyjemności,
gdy na bagnach znów szczekaniem wita cię histeryczny koziołek,
a na polanie zwala z nóg zapach świeżo ściętych świerków.
Na deser być może nawet pobiegną z tobą ciekawskie łosie,
ale to już wyższa szkoła jazdy.
Wielki rarytas! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz