Przedwczoraj były dywagacje na temat wpływu materii na świadomość.
Dziś będzie o opium, którym masy ów wpływ zagłuszają.
Przepadłyśmy doszczętnie - Mamacita i ja.
Gierymski, Wyczółkowski, Witkacy, Wyspiański, Malczewski, Makowski, Boznańska i wielu innych.
I to już było wielkie, to już wystarczyłoby, aby pobyt w tym muzeum stał się wyjątkowym przeżyciem. To jednak sztuka drugiej połowy XX wieku i sztuka współczesna, o której więcej w dalszej części wpisu, nadały tej wystawie szczególnego znaczenia.
Skupmy się na drugiej połowie XX wieku, a wręcz na jego końcu. Poniżej dwa obrazy z lat 80-tych, na które to lata przypadało moje wiejskie dzieciństwo.
Mamy tu zarówno alegorię życia u schyłku komunizmu (kolejki, niedobory w zaopatrzeniu w żywność - szczególnie mięso), jak i czysty a brutalny realizm w postaci tych rozsiewających beznadzieję torebek cukru na parapecie (patrz: mój wpis o Niedzieli - o, mamy wspólny mianownik Wioski i Śląska...). Ponury widok z okna i dość monotonna kolorystyka, w której ludzkie, z pozoru żywe ciało zlewa się z betonowym otoczeniem, co z kolei przywodzi na myśl Maszynę do mieszkania - termin ukuty przez architekta Le Corbusiera, który postulował budowanie mieszkań z prefabrykatów dla robotniczych mas. Trzeci obraz z poniższego tryptyku jest takim rebusem, który naprowadza nas właśnie na tę idę. Mamy tu zarówno blok z wielkiej płyty, jak i lokomotywę, czyli maszynę.
Zbylut Grzywacz, Szał
(w oczywistym nawiązaniu do Szału uniesień Władysława Podkowińskiego)
To zdjęcie jest zamazane. Nie wiem, czy widzicie, ale tam na dole stoi długa, szara kolejka.
De facto, przypomina ona marsz śmierci z czasów II wojny światowej. To znaczy, ja mam takie skojarzenie.
Tadeusz Boruta, Ecce homo, 1986
Obraz autorstwa kolektywu MONSTFUR
Ta część wystawy daje w kość. To nie są już nagie niewiasty na łące, to nie są cytryny w koszyku żydowskiej przekupki, to nie jest śpiący, słodki Staś Wyspiański z nieproporcjonalnie wielkimi... a zresztą... Tu jest ziejący smutek robotniczych dzielnic komuny.
A potem...
Potem jest kuta żelazna brama i wchodzimy do innego świata.
Potem jest kuta żelazna brama i wchodzimy do innego świata.
I - o dziwo - to ta część działu malarstwa polskiego wywołała we mnie największą burzę.
Tu jest wiele informacji i odpowiedzi.
Mowa o obszernej ekspozycji z dziełami artystów i artystek zajmujących się malarstwem hobbystycznie - po pracy w kopalni. Obrazy górników stanowią przeciwieństwo dzieł artystów zaangażowanych w krytykę społeczną i krytykę systemu. Tu jest wręcz przeciwnie - są wyimaginowane scenki i krajobrazy, idylla i kompletnie nierealistyczna kolorystyka, a wszystko razem idealnie odpowiada określeniu kicz.
Jest zatem ucieczka od burej codzienności, która zżera krtań i płuca.
Sztuka jako ucieczka od rzeczywistości.
Sztuka jako kontakt ze wewnętrzną istotą, z duchowością.
Sztuka...
A tak w ogóle, to gdzie górnicy/rolnicy/chłoporobotnicy mieli/mają kontakt ze sztuką, jeśli nie tworzyli jej sami? Skąd w ogóle wywodzi się "masowa" produkcja sztuki? Nie mówiąc już o książkach...
No właśnie. Dla pracujących klas społecznych to Kościół od wieków jest ostoją, mecenasem i galerią sztuki pięknej i sztuki użytkowej. Bardzo często jest to jedyne miejsce, w którym przedstawiciele tychże klas mają kontakt z malarstwem czy muzyką graną na żywo. Tak było też w moim przypadku - aż do wyjazdu do Niemiec w 1990 roku. Bardzo dobitnie widać to także w Nikiszowcu, gdzie z labiryntu ceglanych familoków wyłania się ogromny, neobarokowy kościół Św. Anny.
Zgadzam się z Marksem i Nietzschem co do tego, że religia jest jak opium, którym masy uśmierzają swój ból. Masy, które z wielu tragicznych powodów nie mają dostępu do źródła, które bije w każdej/każdym z nas i jest zupełnie niezależne od religii. Nie mają dostępu, bo muszą gnać do fabryki po przetrwanie. Nie mają dostępu, bo nie widzą z okien zieleni i nie mają kontaktu ze zwierzętami. Nie mają dostępu, bo od dziecka wmawia im się, że dostęp jest tylko poprzez pośredników w czarnych sukienkach. Nie mają dostępu, bo nie mają kontaktu z pięknem. Tworzy się błędne koło, w którym religia wmawia wyznawczyniom i wyznawcom, że bez niej nie dadzą rady. I nie dają, bo nie wiedzą, gdzie szukać. Zupełnie jak z narkotykami, a i obszary w mózgu podobne za to odpowiadają. Tyle że czasami potrzeba kontaktu ze sobą, z pięknem, ze sztuką jest tak wielka, że ludzie znajdują swoje sposoby. Czytają książki bez opamiętania, słuchają muzyki, zaczynają tworzyć coś swojego. Zatracają się. Wcale nie w Bogu, a w sobie. Bo o to przecież chodzi. Chodzi o nas.
Dlatego właśnie w całej wystawie najbardziej poruszyły mnie obrazy górników.
I na tym właśnie polega dobra sztuka zwana Sztuką!
Kicz czy nie kicz - istotne jest poruszenie odbiorczyni, a mnie poruszyli bardzo.
Wielki szacunek dla tych artystów.
Jest zatem ucieczka od burej codzienności, która zżera krtań i płuca.
Sztuka jako ucieczka od rzeczywistości.
Sztuka jako kontakt ze wewnętrzną istotą, z duchowością.
Sztuka...
A tak w ogóle, to gdzie górnicy/rolnicy/chłoporobotnicy mieli/mają kontakt ze sztuką, jeśli nie tworzyli jej sami? Skąd w ogóle wywodzi się "masowa" produkcja sztuki? Nie mówiąc już o książkach...
No właśnie. Dla pracujących klas społecznych to Kościół od wieków jest ostoją, mecenasem i galerią sztuki pięknej i sztuki użytkowej. Bardzo często jest to jedyne miejsce, w którym przedstawiciele tychże klas mają kontakt z malarstwem czy muzyką graną na żywo. Tak było też w moim przypadku - aż do wyjazdu do Niemiec w 1990 roku. Bardzo dobitnie widać to także w Nikiszowcu, gdzie z labiryntu ceglanych familoków wyłania się ogromny, neobarokowy kościół Św. Anny.
Zgadzam się z Marksem i Nietzschem co do tego, że religia jest jak opium, którym masy uśmierzają swój ból. Masy, które z wielu tragicznych powodów nie mają dostępu do źródła, które bije w każdej/każdym z nas i jest zupełnie niezależne od religii. Nie mają dostępu, bo muszą gnać do fabryki po przetrwanie. Nie mają dostępu, bo nie widzą z okien zieleni i nie mają kontaktu ze zwierzętami. Nie mają dostępu, bo od dziecka wmawia im się, że dostęp jest tylko poprzez pośredników w czarnych sukienkach. Nie mają dostępu, bo nie mają kontaktu z pięknem. Tworzy się błędne koło, w którym religia wmawia wyznawczyniom i wyznawcom, że bez niej nie dadzą rady. I nie dają, bo nie wiedzą, gdzie szukać. Zupełnie jak z narkotykami, a i obszary w mózgu podobne za to odpowiadają. Tyle że czasami potrzeba kontaktu ze sobą, z pięknem, ze sztuką jest tak wielka, że ludzie znajdują swoje sposoby. Czytają książki bez opamiętania, słuchają muzyki, zaczynają tworzyć coś swojego. Zatracają się. Wcale nie w Bogu, a w sobie. Bo o to przecież chodzi. Chodzi o nas.
Dlatego właśnie w całej wystawie najbardziej poruszyły mnie obrazy górników.
I na tym właśnie polega dobra sztuka zwana Sztuką!
Kicz czy nie kicz - istotne jest poruszenie odbiorczyni, a mnie poruszyli bardzo.
Wielki szacunek dla tych artystów.
Erwin Sówka, Jest taki dzień, 2008
Obraz dla Zawadczanki. Wiadomo.
Ewald Gawlik, Staw, 1973-1979
Ten obraz mnie rozwalił.
Paweł Wróbel
Teraz pozostaje nam przeprowadzić badania odnośnie wiary i jej praktykowania wśród osób mieszkających na osiedlach z wielkiej płyty czy wokół fabryk i kopalni. Moja teza jest taka, że osoby te będą bardziej gorliwe w swojej wierze, niż osoby mieszkające chociażby na wsi, a to właśnie ze względu na trudne warunki zgłębiania duchowości poprzez kontakt z przyrodą, szeroko pojętym pięknem czy po prostu kontakt ze swoim wnętrzem (ze względu na hałas, trudne warunki mieszkaniowe, ciężką fizyczną pracę i zmęczenie) i złudzenie, że tylko Kościół może to zapewnić.
Ale to już nie dziś, bo o 8-mej przyjeżdża pan Dariusz malować ściany.
Teraz pozostaje nam przeprowadzić badania odnośnie wiary i jej praktykowania wśród osób mieszkających na osiedlach z wielkiej płyty czy wokół fabryk i kopalni. Moja teza jest taka, że osoby te będą bardziej gorliwe w swojej wierze, niż osoby mieszkające chociażby na wsi, a to właśnie ze względu na trudne warunki zgłębiania duchowości poprzez kontakt z przyrodą, szeroko pojętym pięknem czy po prostu kontakt ze swoim wnętrzem (ze względu na hałas, trudne warunki mieszkaniowe, ciężką fizyczną pracę i zmęczenie) i złudzenie, że tylko Kościół może to zapewnić.
Ale to już nie dziś, bo o 8-mej przyjeżdża pan Dariusz malować ściany.
Miszka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz