wtorek, 17 kwietnia 2018

Mleczarnia

25 września 2016 roku słońce w Warszawie było nieubłagane dla uczestników i uczestniczek maratonu. Ze względu na paraliż miasta stałam w gigantycznym korku i nikogo nie obchodziło, że chcę zdążyć na przyjęcie urodzinowe J. z I.

I kiedy tak czekałam na zielone światło na ulicy Grenadierów, dotarło do mnie, że ja wcale a wcale nie chcę poświęcać swojego czasu, swojego intelektu, swojej wrażliwości ani swojej energii na - dajmy na to - połów tuńczyka czy innych owoców morza na francuskich terytoriach zależnych DOM-TOM. Nie mówiąc już o broni palnej.

Tłumaczenie takich kwestii dla Parlamentu Europejskiego wymagało jednak pewnego stopnia oczytania i obycia w bardzo szeroko pojętej tematyce unijnej, a już na pewno wymagało ono najwyższego poziomu znajomości co najmniej dwóch języków. No weź sobie potłumacz o specjalistycznych kutrach rybackich do połowu tuńczyka! To nie są przelewki...

Wtedy, na tych światłach, podjęłam decyzję, że kończę z tym, na co pracowałam od lat.
Przyznałam sama przed sobą, że mnie to nudzi. Już wcześniej dość dobitnie dotarło do mnie, że nie będę żyła wiecznie i że chcę robić już tylko to, co mnie rozwija i cieszy.


W sobotę po południu Stefka oprowadziła nas po uczelni, dla której pracuje - Zürcher Hochschule der Künste. To największa uczelnia sztuk w obszarze niemieckojęzycznym. Budynek jest rzeczywiście imponujący. Jest nawet aspekt wieśniacki: kiedyś znajdowała się tu mleczarnia.

Wszystko ma swój czas.
Jak dobrze, że dogoniłam swój!


Powyżej debiut LaMammy z aparatem. 
Ustawiłam parametry, pokazałam, jak ma wyglądać kadr (poniżej) i wyszło całkiem, całkiem...




Plan budynku. Jest nieziemski.


Holly, dowiedziałam się, że pobierałeś lekcje baletu!
Nigdy nie wspominałeś, chłopie...



Wejście do największej z sal koncertowych w gmachu. 
I sala:






No i widok na Alpy.

Teraz moja codzienność to twórczość moja i innych.
Dużo przebywam/rozmawiam/koresponduję z artyst(k)ami i wiem, że to życie od kuchni nie wygląda tak, jak na scenie. Wiem także, że ze swoim delikatnym organizmem nie nadaję się do życia ani skrzypaczki (a był taki epizod), ani gwiazdy rocka (wbrew pozorom chyba nie różnią się dramatycznie). 

Nawet śpiewak Christoph Homberger po 30 latach takiego życia w końcu osiadł i otworzył salon kulturalny, w którym osobiście gotuje i śpiewa dla swoich gości. Ale to historia na inny wpis.
Słonecznego tygodnia nam życzę!
Wieśniak na ziarnku grochu

2 komentarze:

  1. Wzajemnie Olu , pięknym światem się otaczasz zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
  2. :-) To prawda.
    Ale to nasz wspólny świat!
    On jest dla nasz wszystkich i razem go możemy współtworzyć.
    To jedna z najważniejszych lekcji, jakie dotąd pobrałam w życiu.
    Mam teraz dużo pomysłów, jak zmieniać swoje otoczenie w Polsce :-) To był bardzo ważny wyjazd!

    OdpowiedzUsuń