poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Perwersja

Dzień dobry!

Co wybierasz?
Wybuch wiosny, ciepła i kolorów
czy
wybuchy granatów, "bestialskie mordy" i męczeństwo?

Nasze myśli przekładają się na obrazy, których mózg nie odróżnia od rzeczywistości.
Reaguje na nie produkcją odpowiednich hormonów - tak samo, jakbyśmy przeżywali coś naprawdę.
Jeśli skupiasz się na pięknie, Twój koktajl hormonalny będzie zawierał serotoninę czy endorfiny,
jeśli rozpamiętujesz grozę, Twój mózg będzie przygotowywał Cię do walki o przetrwanie. Twój organizm będzie produkował m.in. adrenalinę, testosteron i kortyzol. Kolejne hormony i prohormony będą potrzebne, aby zmniejszyć poziom tych walecznych substancji w procesie metabolizmu. To wszystko będzie powodowało wysoki poziom stresu, lęku, gotowości do boju.

Polska to kraj ludzi gotowych do boju.
Już od dawna marzę o tym, abyśmy w końcu przestali rozpamiętywać te wszystkie rocznice śmierci, wojen i przegranych bitew czy ludobójstwa.

Czy ktoś z nas robi sobie rocznicę - dajmy na to - dnia, w którym dostał wpierdol w szkole???
No właśnie.
To po co urządzać sobie multum takich rocznic na poziomie narodu?

To jest właśnie perwersja w najczystszej postaci - robić sobie podjarę z klęsk, śmierci, tortur i cierpienia. Oglądać tortury w telewizji i odgrywać je - ba! - dzieciom kazać w szkole wystawiać scenki z żołnierzami wyklętymi.
I jak potem potrafić odczuwać radość, uniesienie, motywację do życia z piękna i dobra?

Naród polski jest narodem wysoce perwersyjnym w rozumieniu definicji Marie-France Hirigoyen w Jej Molestowaniu Moralnym.

Czytam, że młodzież w Polsce odwołuje się do ludobójcy, który zdziesiątkował ludność narodu, który to naród ów młodzież podobno tak kocha. Robi to w tak pokrętny sposób, że chyba już sama siebie nie rozumie. Śmiem sądzić, że ta konstrukcja myślowa rodem z najciemniejszych odmętów magmy szarych komórek narodowców postawiłaby panią Marie-France Hirigoyen przed nie lada wyzwaniem... Über-Perwersja? Perwerso-Polo?
 
Tymczasem Zurych
świętuje nadejście wiosny i wysadza w powietrze bałwana, co już od piątku zapowiadane jest licznymi pochodami kapel grających przeróżne marsze w różnych tradycjach i na różnych instrumentach. Kompletnie nieświadomi istnienia tego święta natrafiliśmy na takie przemarsze w piątkową noc, kiedy wracaliśmy z opery, a w uszach nadal dźwięczał nam Marsz Ołowianych Żołnierzy



- Co za miasto! - pomyślałam.
Cała starówka rozbrzmiewa muzyką. Bosko!



Dziś, w dniu głównego pochodu i wybuchu bałwana, Wiejski Jetset spotyka się o godzinie 14:30 na dworcu głównym w Zurychu.



Będzie mój najprawdziwszy ziomek, rocznik 1931.
To Fritz, którego być może poznaliście w filmie dokumentalnym ZDF Info z 2016 roku.
Kręciliśmy wtedy w Idzbarku na podstawie mojego artykułu dla Spiegla. Fritz pochodzi z Idzbarka, który za czasów Jego narodzin nazywał się Hirschberg. Wychował się w domu z piękną werandą, naprzeciwko kościoła. To dom, w którym mieszkali też moi pradziadkowie, których jednak nigdy nie poznałam.

Od wielu lat Fritz i Jego żona mieszkają w Zurychu. To para, która wspólnie idzie przez życie od lat 40-tych XX wieku, czyli od swojej nastoletności. Inge pochodzi spod Olsztynka (Hohenstein). Wojna i okres uchodźstwa rozdzieliły młodych zakochanych, ale już po niewielu miesiącach odnaleźli się w Niemczech Zachodnich i są parą po dziś dzień.

Wczoraj po koncercie Stefki dowiedziałam się, że na święto wiosny do Zurychu przyjeżdża też mój najprawdziwszy niemiecki kuzyn. Widzieliśmy się w listopadzie w Bazylei - On mieszka i studiuje w Freiburgu, czyli całkiem niedaleko. Niemiecki kuzyn to dość odległa rodzina, ale o pięknej historii. Nasi dziadkowie byli kuzynami i mieli takie same imiona i nazwiska. Mojego dziadka nie ma już z nami, ale dziadek kuzyna ma się znakomicie i mieszka w Zagłębiu Ruhry. Poznaliśmy się wszyscy dopiero 10 lat temu, ale w latach 80-tych On i Jego żona wysyłali nam paczki, za co byłam im nieziemsko wdzięczna. Słowo Haribo i zapach mlecznej czekolady Milka wyryły się w moich synapsach na zawsze. Nie przypuszczałam wtedy, że za kilka lat będę mieszkała tak blisko tego wujostwa - nie wspominając już o codziennym objadaniu się czekoladą.

Justi pisze, że dużo się dzieje w Zurychu.

Zaiste!
Ale to już przedostatni dzień. 

Jutro wracam do swojej rodziny nuklearnej z króliczkiem cierpiącym na demencję starczą.

Nie macie pojęcia, jaka to ekscytacja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz