Co wybierasz?
Wybuch wiosny, ciepła i kolorów
czy
wybuchy granatów, "bestialskie mordy" i męczeństwo?
Nasze myśli przekładają się na obrazy, których mózg nie odróżnia od rzeczywistości.
Reaguje na nie produkcją odpowiednich hormonów - tak samo, jakbyśmy przeżywali coś naprawdę.
Jeśli skupiasz się na pięknie, Twój koktajl hormonalny będzie zawierał serotoninę czy endorfiny,
jeśli
rozpamiętujesz grozę, Twój mózg będzie przygotowywał Cię do walki o
przetrwanie. Twój organizm będzie produkował m.in. adrenalinę,
testosteron i kortyzol. Kolejne hormony i prohormony będą potrzebne, aby
zmniejszyć poziom tych walecznych substancji w procesie metabolizmu. To wszystko będzie powodowało wysoki poziom stresu, lęku, gotowości do boju.
Polska to kraj ludzi gotowych do boju.
Już
od dawna marzę o tym, abyśmy w końcu przestali rozpamiętywać te
wszystkie rocznice śmierci, wojen i przegranych bitew czy ludobójstwa.
Czy ktoś z nas robi sobie rocznicę - dajmy na to - dnia, w którym dostał wpierdol w szkole???
No właśnie.
To po co urządzać sobie multum takich rocznic na poziomie narodu?
To
jest właśnie perwersja w najczystszej postaci - robić sobie podjarę z
klęsk, śmierci, tortur i cierpienia. Oglądać tortury w telewizji i
odgrywać je - ba! - dzieciom kazać w szkole wystawiać scenki z
żołnierzami wyklętymi.
I jak potem potrafić odczuwać radość, uniesienie, motywację do życia z piękna i dobra?
Naród polski jest narodem wysoce perwersyjnym w rozumieniu definicji Marie-France Hirigoyen w Jej Molestowaniu Moralnym. Czytam, że młodzież w Polsce odwołuje się do ludobójcy, który zdziesiątkował ludność narodu, który to naród ów młodzież podobno tak kocha. Robi to w tak pokrętny sposób, że chyba już sama siebie nie rozumie. Śmiem sądzić, że ta konstrukcja myślowa rodem z najciemniejszych odmętów magmy szarych komórek narodowców postawiłaby panią Marie-France Hirigoyen przed nie lada wyzwaniem... Über-Perwersja? Perwerso-Polo? Tymczasem Zurych świętuje nadejście wiosny i wysadza w powietrze bałwana, co już od
piątku zapowiadane jest licznymi pochodami kapel grających przeróżne
marsze w różnych tradycjach i na różnych instrumentach. Kompletnie
nieświadomi istnienia tego święta natrafiliśmy na takie przemarsze w
piątkową noc, kiedy wracaliśmy z opery, a w uszach nadal dźwięczał nam Marsz Ołowianych Żołnierzy.
- Co za miasto! - pomyślałam. Cała starówka rozbrzmiewa muzyką. Bosko!
Dziś, w dniu głównego pochodu i wybuchu bałwana, Wiejski Jetset spotyka się o godzinie 14:30 na dworcu głównym w Zurychu.
Będzie mój najprawdziwszy ziomek, rocznik 1931. To Fritz, którego być może poznaliście w filmie dokumentalnym ZDF Info z 2016 roku. Kręciliśmy
wtedy w Idzbarku na podstawie mojego artykułu dla Spiegla. Fritz
pochodzi z Idzbarka, który za czasów Jego narodzin nazywał się Hirschberg. Wychował
się w domu z piękną werandą, naprzeciwko kościoła. To dom, w którym
mieszkali też moi pradziadkowie, których jednak nigdy nie poznałam. Od
wielu lat Fritz i Jego żona mieszkają w Zurychu. To para, która
wspólnie idzie przez życie od lat 40-tych XX wieku, czyli od swojej
nastoletności. Inge pochodzi spod Olsztynka (Hohenstein). Wojna i
okres uchodźstwa rozdzieliły młodych zakochanych, ale już po niewielu
miesiącach odnaleźli się w Niemczech Zachodnich i są parą po dziś dzień.
Wczoraj po koncercie Stefki dowiedziałam się, że na święto
wiosny do Zurychu przyjeżdża też mój najprawdziwszy niemiecki kuzyn.
Widzieliśmy się w listopadzie w Bazylei - On mieszka i studiuje w
Freiburgu, czyli całkiem niedaleko. Niemiecki kuzyn to dość odległa
rodzina, ale o pięknej historii. Nasi dziadkowie byli kuzynami i mieli
takie same imiona i nazwiska. Mojego dziadka nie ma już z nami, ale
dziadek kuzyna ma się znakomicie i mieszka w Zagłębiu Ruhry. Poznaliśmy
się wszyscy dopiero 10 lat temu, ale w latach 80-tych On i Jego żona
wysyłali nam paczki, za co byłam im nieziemsko wdzięczna. Słowo Haribo i
zapach mlecznej czekolady Milka wyryły się w moich synapsach na zawsze.
Nie przypuszczałam wtedy, że za kilka lat będę mieszkała tak blisko
tego wujostwa - nie wspominając już o codziennym objadaniu się
czekoladą.
Justi pisze, że dużo się dzieje w Zurychu. Zaiste! Ale to już przedostatni dzień. Jutro wracam do swojej rodziny nuklearnej z króliczkiem cierpiącym na demencję starczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz