sobota, 12 listopada 2016

Koniczek w dom

(opcjonalnie: Wieśniak in da house)
sparował się nie tylko z urządzeniem TP Link,
ale także z kocem i kanapą,
gdzie wdzięcznie odbierał Wasze wiadomości.


LeParisien dowodzi, że Filip Springer miałby co robić także w Pikardii.



"Kluski szałwiowo-miętowe o 22:42?
F*&(ck yeah!",
napisał MMM przed 23ą,
a ja Mu jeszcze w czwartek, w Drobinie, na krześle przy mopach pisałam, jak to się robi.



I Was też już nie będę dłużej trzymała w niepewności.
Spieszcie czym prędzej na rynki i do sklepów, bo jest to pyszne, a jak zrobicie więcej,
to i przy niedzieli się posilicie.
Przepis (na trzy osoby) wyszedł on the road z tęsknoty za kokonem, bo nocleg miałam w salonie.

5 dużych ziemniaków,
ok. 5 łyżek mąki ziemniaczanej,
1 kg dyni (dyni hokkaido nie trzeba obierać!),
słodka gruszka,
miękki owoc khaki (teraz jest sezon, są niedrogie, możecie robić też dżemy),
mała czerwona cebula, ząbek czosnku,
garść orzechów włoskich,
dobra rukola (czyli nie taka z Lidla, która pachnie kiszonką dla świń),
suszone pomidory,
olej kokosowy, sól, pieprz, ewentualnie: Wasza ulubiona mieszanka przypraw.
You go!

Gotujecie ziemniaki w solonej wodzie.
Kiedy są bardzo miękkie, dodajecie mąkę ziemniaczaną i np. 1 łyżkę tej mieszanki przypraw albo jakiegoś świeżego zioła. Fajnie te kopytka wtedy wyglądają, jak mają zielony deseń.
Rozgniatacie widelcem, mieszacie, aż zrobi się zbita masa.
Wykładacie na posypaną mąką ziemniaczaną powierzchnię.
Formujecie długie węże z ciasta i kroicie na kopytka.
Wrzucacie do wrzątku, wyjmujecie, gdy wypłyną na powierzchnię.
Tak ugotowane kopytka można już podać z sosem, o którym zaraz,
albo można je podsmażyć na oleju kokosowym,
co ja osobiście czynię bez umiaru.



Sos: na głębokiej patelni podgrzewacie olej kokosowy (2 łyżki) i podsmażacie kostki cebuli i rozgnieciony czosnek. Dodajecie pokrojoną w kostki dynię i smażycie mieszając. Po 5ciu minutach zmniejszacie ogień do połowy i przykrywacie patelnię. Dynia powinna już puścić sok.
Kiedy będzie już w miarę miękka (po ok. 15tu minutach), dodajecie pokrojone w kostkę suszone pomidory, khaki i gruszkę. Mieszacie. Niech to się pogotuje w niskiej temperaturze. Kiedy masa będzie dość jednolita, doprawcie ją. Polejcie sosem kluski i całość posypcie zmielonymi orzechami i pokrojoną drobno rukolą.
 

Podajemy z kiszoną kapustą! You know me...
(MMM jada ją już tylko ze świeżą miętą. Fusion pełną gębą.)

Taki sos możemy teraz zrobić w dużych ilościach i zawekować na zimę.

Tymczasem ja bezwzględnie muszę podładować akumulatory, zanim przyjdzie mi dźwigać te dynie,
bo w przyszłym tygodniu właśnie to danie będzie grane na grubą skalę kilkudziesięciu osób.
Tyle że z kaszą zamiast klusek.
Do usłyszenia lada dzień. Wszystko Ci opowiem, Agussiek.

2 komentarze:

  1. Dzieki za inspiracje! Juz wiem, co bedzie dzis na obiad ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Great! Właśnie o Was myślałam. Hokkaido rulez w Rajchu :-)
    KrólowiGagatków w grudniu też ugotuję. Na początku grudnia Bazylea i Strasburg mi się szykują, baby!!! W styczniu Drezno i chyba Berlin i FFO. Nareszcie. Hugsy z kuchni. Pięknie jest.

    OdpowiedzUsuń