Nie zawsze udawało mi się żyć według zasady,
że imprezę opuszczasz wtedy,
kiedy jest najlepiej.
Raz nawet tak przeciągnęłam strunę,
że prawie zwariowałam.
Dlatego teraz,
kiedy jest bezgranicznie fantastycznie,
i tylko chciałoby się grzać te stópki przed kominkiem,
trzeba wyjść ze strefy komfortu.
Czy można wyjść bardziej ze swojej strefy komfortu,
niż wsiąść o 2.10 do busa pod zamkiem,
tylko po to, żeby o 7.50
znaleźć się w
Dortmundzie??
The Keeper of the Keys
PS Karma niemieckiej prowincji: wernisaż był tuż obok Alei Gelsenkirchen, ŻonoMoja.
Ale o tym innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz