wtorek, 12 grudnia 2017

"Proszę Pani,

a oni tam też zabijali dzieci w obozach?"
Najmłodszy z trzech synów dopiero na trzecim spotkaniu wytrzymał bez grania w piłkę podczas seansu. Bardzo aktywny, dość głośny i zawsze wesoły.
To zdradzało wiele.
Resztę przecież wiedziałam. Wszyscy wiedzieli.
Chłopca w pasiastej piżamie obejrzał leżąc na podłodze pod ławką.
Z dala od reszty i poza ciepłą wykładziną.
"Podobał mi się ten film."
Dużo więcej nie powiedział i czym prędzej puścił w obieg piłkę, podczas gdy inni rozmawiali.

Życie od kołyski aż po grób w małej społeczności ma blaski i cienie.
Obydwie strony dotyczą relacji międzyludzkich.
Znasz kogoś od zawsze, a Jego dzieci - jak tego chłopca - wozisz tuż po porodzie na badania.
W takiej sytuacji trudno jest odciąć się emocjonalnie od losów ludzi, z którymi tworzysz wspólnotę.
Wyobraź to sobie jak taką powiększoną rodzinę.
Tak do kilkuset osób.
Mniej więcej, no tak troszkę, znasz ich radości i bolączki.
Mówisz czasami: takie fajne chłopaki, jaka szkoda że...

A potem dzieje się coś takiego i w sumie nie wiesz, co ze sobą zrobić wieczorem przy kominku, kiedy dostajesz wiadomość:
"Olga, wiesz do kogo jechały te karetki po 17-tej?"
Chciałabyś, żeby pękła ci głowa, ale to się nie dzieje.
Myślisz: co z chłopakami?!!!
I nie da się od tego odciąć.
Bo to jest twoja powiększona rodzina.
Wchodzisz w bliższą relację z dziećmi, to masz to zwielokrotnione.
I to jest ta cena.
Rozumiem.

Tak sobie pomyślałam, że pójdę dziś do zerówki, założę kapcie i po prostu poczekam czy ktoś przyjdzie. Jeśli tak, to pobędziemy razem, ewentualnie porozmawiamy.
Nie obejrzymy jednak tego filmu, który był zaplanowany na dziś.
Z wątkiem samobójstwa.

1 komentarz: