sobota, 17 lutego 2018

Pobudka

 
To zaczyna się tak, że jest Ci trochę niewygodnie.
Przesiadasz się w inny kąt i zapominasz o tym.
Potem zagęszczasz ruchy.
Dużo jeździsz, konsumujesz.
Nie że jakiś szit plastikowy sobie kupujesz. Nie, nie.
To są wartościowe rzeczy, które Cię karmią, budują - na przykład kultura, podróże.
Koncerty!
To potencjalnie Twoja baza na później.
Na jakiś czas zatracasz się w tym i myślisz, że to jest właśnie to.
Taki koncert na żywo - zaczynasz czuć, że to Cię porusza na jakimś całkiem nowym poziomie,
że tam odpływasz i że nigdzie indziej tego nie doświadczasz.
Co to jest?
Po jakimś czasie już nie potrafisz bez tego żyć.
Jednocześnie poszerza Ci się kąt widzenia - jakbyś zmieniła w aparacie obiektyw.
Częściej mówisz "tak" różnym sytuacjom - kupujesz coraz to lepsze wino, sery, może słodycze.
Przestajesz sobie tak żałować i kupujesz przedmioty czy ubrania, o których tak naprawdę marzysz,
a nie tylko te z przeceny.
W końcu.
Zaczynasz dostrzegać, że jesteś bardzo piękna i powoli pielęgnujesz to w sobie.
Z każdym dniem stajesz się coraz piękniejsza.
Potem znowu potrzebujesz tamtego uczucia z koncertu.
To jest jednak bardzo wymagające, to wymaga kilku godzin inwestycji.
Tego nie da się osiągnąć zawsze i wszędzie.
Dostrzegasz jednak inne sposoby.
Na przykład fundujesz sobie to uczucie zapychając się bułkami z masłem albo pijąc wino.
Albo jedząc co wymyślniejsze kąski - raki, ośmiorniczki, mus z czekolady z pieprzem cayenne.
Fajnie! Wow! A więc to jest życie!
I oni to wszystko mieli na co dzień...
Ależ oni muszą być szczęśliwi!
Potrzebujesz częściej.
Niech będzie to wino do obiadu, to tylko jeden kieliszek.
Robisz zakupy w lepszych sklepach spożywczych.
Mało jesteś w domu. Tyle się dzieje wokół!
Jak to wszystko nadrobić?
Jak dogonić tamtych, którzy od tylu lat w tym dobrobycie?
Świat zaczyna wirować, trochę nie wyrabiasz.
Kręci się w głowie od tej karuzeli i - przyznajmy - jest to całkiem fajne.
Kręci się szybciej ta karuzela.
I jeszcze szybciej i jeszcze i
jeszczejeszczejeszcze i ...
teraz są tylko te dwie możliwości:

albo będziesz się tak kręcić w nieskończoność i wtedy nikt się do Ciebie nie zbliży -
no by Ty się kręcisz jak szalona i dostrzegasz, że wszyscy wokoło też tak się kręcą - każdy na swojej własnej, jednoosobowej karuzeli. Tam jest dżungla takich karuzeli. Po horyzont.

Albo, dajmy na to, zaczniesz rzygać po bułkach z masłem, winie i ośmiorniczkach.
I po karuzeli i po koncertach i po wszystkim po kolei,
aż będziesz musiała odstawić to wszystko,
a karuzela raptownie się popsuje i wywali Cię hen w błoto.

I tam, w tym błocie, będziesz siedziała sama i patrzyła, jak powoli nadchodzi wiosna.



c.d.n.

2 komentarze: