Ain't no running.
Bezglutenowa karma, ma się rozumieć.
Z cyklu "Bezglutenowe śniadania"
Jeśli około trzeciej nad ranem obudzą Cię Chewbacca i Dziamgacz, możesz się pocieszyć, że w lodówce obok musztardy stoi świeżo ukręcona pasta z grochu, a następnie spróbować pospać jeszcze te trzy godziny.
W ramach pierwszego śniadania w zupełności wystarczy miska borówek, a na drugie możesz już śmiało zjeść ogórki z pastą fava (posypane prażonym sezamem, świeżą dymką i świeżym rozmarynem) wraz z serem feta i pomidorami z ogródka J. z I. Chwilę później można jeszcze wypić szklankę soku pomidorowego. Zarówno do ogórków, jak i do soku obowiązkowo dodajemy oliwę.
No, teraz biorę notes "Warszawa" i idę na budowę, gdzie muszę się zmierzyć z tym:
Cóż, taka karma. Ain't no running...
PS. Gdybyście mieli kiedyś problemy z krzywo zamontowanymi kątownikami albo pękającymi złączami na linii ściana - sufit podwieszany, śmiało do mnie uderzajcie. They got the poison, I got the remedy.
W kwestii oliwy - polecasz jakąś konkretną?
OdpowiedzUsuńW kwestii oliwy - polecasz jakąś konkretną?
OdpowiedzUsuńNie, żadnego konkretnego producenta nie mogę polecić. W Wawie najlepiej pójść do jakiegoś małego sklepiku z produktami włoskimi. Tam powinni mieć dobre oliwy i Ci doradzić. W supermarketach jest nędza. W sklepach z winami też miewają oliwę, bo w winnicach we Włoszech mają też zazwyczaj oliwki. Mnie przychodzą do głowy dwa takie miejsca: u Kondrata przy Wierzbowej (czyli rzut beretem od Ciebie) i przy ul. Stawki (bliżej Al. Andersa).
OdpowiedzUsuńDzięki, zajrzę do jednego i drugiego.
OdpowiedzUsuń