Jadę dziś z Współwieśniakiem do Olsztyna po prąd.
Współwieśniak jest ostatnio w wyśmienitej formie i co rusz rzuca mądrościami.
Na przykład: "Ty byłaś tą smutną myszą...."
Zanim zrozumiałam, o co jej naprawdę chodzi, pomyślałam, że to bardzo poetycko ujęta, celna obserwacja!
(Ja po prostu poczułam się bardzo, bardzo oszukana, kiedy odkryłam, że Św. Mikołajem jest ciocia Irenka. W okularach przeciwsłonecznych i gumofilcach. To były podwaliny mojego przyszłego wewnętrznego systemu wczesnego wykrywania absurdów.)
Dziś znowu się popłakałyśmy ze śmiechu.
Pozdro, Martuś, z drugiego końca wioski!
Pozdro i pochwa... to w końcu Twój tekst.
Wczoraj na podwieczorek była sałatka z komosy ryżowej, czyli Quinoa
2 garści komosy ryżowej
pół dużego ogórka
garść rukoli
1 papryka
kilka suszonych pomidorów
połówka cebuli cukrowej, która Wam została z wczorajszego omletu
jakaś oliwa albo olej kokosowy
fajna przyprawa, np. "Nanas Tabouleh" firmy Sonnentor - z miętą (oczywiście może być też świeża mięta)
sól, pieprz
Gotujemy komosę, to trwa ok. 30 minut.
Pozostałe składniki kroimy w kostkę i wrzucamy do miski.
Mieszamy wszystko z ugotowaną komosą.
Voilà.
Dwie godziny później przebiegamy 9-11 km. Pidżej twierdzi, że taki dystans to "absolutne dno".
Gagatek.
No i stało się ....zostałam obnażona z papierową torebką w dłoniach .... ukazana całemu światu ! :) Z tej strony drugi współwieśniak! Potwierdzam fakt wyjazdu "po prąd", choć zdaje sobie sprawę, że może zostać to zinterpretowane dwojako ...
OdpowiedzUsuńM.
Niestety prądu nie było. Muszę jechać jeszcze raz.
OdpowiedzUsuń