sobota, 2 kwietnia 2016

L'Ultime Atome

Tam mieli dobrą sałatkę z pieczonym serem kozim.
To było w październiku 2009 roku.
Pewnej soboty kupiłam w antykwariacie te książki, które teraz podczytuję równolegle do tamtej podwójnej biografii:
 


Oczywiście już na ulicy zaczęłam pochłaniać.

Wynajęliśmy mieszkanie od pewnego pracownika PE, który był alterglobalistą i znajdował się na czarnej liście USA. Gazety o nim pisały, jest znany "na mieście". Kryptonim "Rzempał". Prawdopodobnie w mieszkaniu był podsłuch, gdyż była to dziupla, w której alterglobaliści szykowali swoje transparenty, plakaty, koktajle i inne niespodzianki. Było to tuż obok dinozaura:


I tak się składa, że tego lata CzłowiekZżelaza i Lala śpiewali mi "Dinozaur Pimpuś, szalalalala....".

Wracając do dziupli alterglobalistów - mogliśmy tam zostać dokładnie miesiąc, ponieważ w listopadzie szykowała się jakaś grubsza demonstracja. Dobrze się składało, bo wstępnie planowaliśmy właśnie miesięczny pobyt.
Do mieszkania przynależał spory ogródek, a w nim mieszkał ten koleżka (oczywiście!):


Karmienie i pojenie króliczka należało do naszych obowiązków lokatorskich, które to obowiązki spełnialiśmy z wielką przyjemnością tęskniąc do Koso i Veliego, którzy na ten czas pojechali na przymusowe wiejskie wakacje. Brukselski króliczek nazywał się Champi, ale zważając na orientację polityczną Rzempała, okoliczności (dużo się mówiło o kryzysie finansowym i zmierzchu kapitalizmu) i frapujące podobieństwo, ja nazwałam go "Marx".

Marx nas nienawidził.
Nie lubił także pieska sąsiadów. Zrobił sobie mega podkop pod murem i miał świetną zabawę, gdy na chwilę pojawiał się po drugiej stronie, irytował pieska, po czym wracał do swojego ogródka zostawiając tamtego w dzikim szale i białej gorączce.

W dniu moich 28-ych urodzin zapakowaliśmy się do zielonego Mundka i pojechaliśmy do Holly'ego.



Ten wyjazd był po to, żeby ostatecznie zrozumieć i zaakceptować, gdzie jest moje miejsce.
Już pisałam.
Ważny wyjazd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz